[Historia] Raczej historyjka.

O wszystkim i o niczym ...
Regulamin forum
Nie dyskutujemy na tematy polityczne, religijne i inne tego typu mogące prowadzić do kłótni na forum, od tego są inne "wyspecjalizowane fora".
Awatar użytkownika
Zegar
User
User
Posty: 318
Rejestracja: wtorek 02 lip 2019, 14:42

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: Zegar » poniedziałek 17 sie 2020, 16:14

gaweł pisze:Kolekcjonujesz antyki? :D
Rzeczywiście, to wymaga dużo miejsca.

Nic z tych rzeczy. Brak miejsca to najmniejszy problem. ;-) Gorzej z czasem (czytaj pieniądzem). Jak mówią Włosi: "Il tempo e denaro".
Poza tym żona nie lubi staroci. :lol:
"If A = success, then the formula is A = X + Y + Z.
X is work. Y is play. Z is keep your mouth shut."
A. Einstein

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » poniedziałek 17 sie 2020, 20:28

Zegar pisze:Brak miejsca to najmniejszy problem.

Zawsze coś da się na problemy zaradzić. Stare antyczne meble są fajne, mają klimat i swoją starą duszę. Mam na oku parę do reanimacji.

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
Zegar
User
User
Posty: 318
Rejestracja: wtorek 02 lip 2019, 14:42

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: Zegar » niedziela 15 sie 2021, 14:04

Jak (nie)zostałem krótkofalowcem.
shortWaves.pdf

Musiałem na chwilę oderwać się od KiCAD-a i zrobiłem sobie urodzinowy prezent... Może "kącik literacki" ożyje?
Piosenka ma już szesnaście lat, więc można jej słuchać przed 22:00. ;)
https://www.youtube.com/watch?v=JZpxaiNV_sM
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
"If A = success, then the formula is A = X + Y + Z.
X is work. Y is play. Z is keep your mouth shut."
A. Einstein

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 16:34

Napisałem to ponad rok temu, przeczytało kilka osób.
Może nadeszła pora na większe grono czytelników.

Całość ma 40 stron, więc będzie w odcinkach.


KONTAKT

Alex Xeno, pilot astronauta, który przemierzył sporą część Galaktyki w swoich podróżach i różnych misjach, stał przed dużym oknem w hotelowym pokoju. Pojawiające się nad horyzontem Słońce budziło wszystko do życia. Przez niezasłonięte okna wpadały promienie światła. Lubił tę porę dnia, miała w sobie coś niezwykłego. Sam moment wschodu jest poprzedzony chwilą ciszy. Milkną wszystkie ptaki i nawet wiatr robi sobie przerwę w swojej pracy, jakby nie chciał zakłócać majestatu narodzin nowego dnia. Chwilę później wszystko wraca do normy i cała przyroda oznajmia, że oto pojawił się nowy dzień. Tu, w mieście trudno tego doświadczyć, ale na łonie przyrody jest zupełnie inaczej. Zawsze po każdej kosmicznej misji zaszywał się w leśnej głuszy by zregenerować siły i złapać równowagę. Obcowanie z przyrodą zawsze ma zbawienny wpływ na zdrowie, przede wszystkim zdrowie psychiczne. Wielokrotnie w swych misjach ocierał się o granicę śmierci a to zawsze zostawia swoje ślady. Obce światy są często nieprzyjazne i panują w nich reguły, do których trudno się przyzwyczaić. Wystarczy wspomnieć duże wahania temperatury, gdzie w „słońcu” można wyparować a w cieniu zamarznąć. W takich sytuacjach jedyną ochroną jest porządny kombinezon. Pomimo, że jest on technologicznie zaawansowany, nie znaczy, że ma obowiązek wszystko wytrzymać. Przecież jego twórcy nie sprawdzili go w absolutnie każdych warunkach choć z pewnością dołożyli wszelkich starań by był najlepszy, można by rzec, że jego życie często spoczywało w cudzych rękach. Jednak nie wszystko daje się przewidzieć. Pamiętał, jak na piaszczystej planecie bez nazwy a na galaktycznych mapach oznaczonej tylko wielocyfrowym numerem w systemie Tau Ceti, niewiele brakowało by wpadł do piaskowej pułapki. To co się wydarzyło nawet trudno nazwać, gdyż wiele zjawisk typowych w odległych światach nie koniecznie musi mieć ziemski odpowiednik. Uratowało go przeczucie, taki szósty a może siódmy zmysł. To tak, jakby w głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Poczekał na robota, który mu wtedy towarzyszył w eksploracji a z racji piaszczystego terenu trochę się ślamazarzył. Polecił mu iść przodem a sam posuwał się za nim w odległości, którą uznał za bezpieczną. Po kilkudziesięciu metrach piaskowy grunt zapadł się wraz z robotem. Zrobiła się dziura, która po chwili się wypełniła do stanu początkowego, wszystko wróciło do normy, no może z wyjątkiem faktu, że znikł robot. Jego towarzysz stał się niejako więźniem obcej planety. Nawet jego sygnał radiowy zamilkł, co raczej nie wróżyło nic dobrego. Niewiele brakowało by sam znalazł się na miejscu robota i podzielił jego los.
Stojąc w promieniach słońca rozkoszował się dochodzącym ciepłem choć za oknem z pewnością nie było tak miło. Szyba, niczym kosmiczny kombinezon, oddzielała go od chłodu. Czas przesilenia wiosennego, pierwszy świt wiosny, ma w sobie jeszcze pozostałości zimy i jednocześnie obietnicę przyjemnych letnich poranków. To sygnał dla świata przyrody by przejść do kolejnej fazy w niekończącym się kole życia.
– Witam cię Słońce – powiedział w myślach, tak jakby chciał się przywitać ze Słońcem.
Gwiazdy, w końcu Słońce jest członkiem tej wielkiej rodziny, zawsze fascynowały ludzi. W starożytności przypisywano im wyjątkowe znaczenie, były siedzibami bogów, zawierały historie z ich życia nierzadko z wątkami sensacyjnymi lub dramatycznymi. Ich echa można odnaleźć w starożytnych mitach praktycznie w każdej kulturze. To w jakimś stopniu jest niepojęte, jak odległe od siebie w czasie i w przestrzeni kultury wytworzyły spojrzenia w tak dużym stopniu zbieżne ze sobą. Wielokrotnie zastanawiał się nad ich genezą i zadawał sobie pytanie: na ile mity są prawdziwe a na ile są jedynie fikcją.
Alex tak stał i rozkoszował się obecną chwilą przez jakiś czas. Zegarek stojący na stoliku przy łóżku, który ledwo słyszalnym tykaniem odmierzał upływający czas uświadomił mu, że czas rozpocząć kolejny dzień życia. Za pół godziny będzie siódma i zapewne zrobi się większy ruch w hotelowej restauracji, czas pomyśleć o śniadaniu. Generalnie nie musiał się nigdzie spieszyć, miał jeszcze wystarczająco dużo czasu do zaplanowanego spotkania. Był umówiony na pierwszy po wylądowaniu na Ziemi wywiad z dziennikarką czasopisma o międzynarodowym zasięgu. Musiał jedynie pojechać na umówione miejsce. Bez pośpiechu zszedł do hotelowej restauracji na śniadanie. To doskonała pora na pierwszy posiłek dnia, gdyż zawiera obietnicą szybkiej i bezproblemowej obsługi z racji wczesnej pory. Chyba był pierwszym gościem, gdyż wokół stołów zasłanych białymi obrusami uwijali się jedynie hotelowi pracownicy. Jest coś niezwykłego w tym kolorze, czystym, doskonałym. Z naukowego punktu widzenia nie ma koloru białego, to jest przedziwna mieszanina istniejących. Zawiera wszystko, poczynając od czerwieni poprzez zieleń kończąc na fiolecie. Myśli przez chwilę odleciały w przestrzeń kosmiczną. Nie tak dawno gościł na planecie, na której funkcję słońca pełniła gwiazda o niebieskawym odcieniu. Ciekawe, jak by wyglądało widmo tego światła, gdyby przepuścić go przez pryzmat. Czy zabraknie jakiejś barwy składowej czy może tajemnica tkwi w procentowym udziale każdej ze składowych. Tego nie sprawdził, bo … nie sprawdził. Być może już nigdy nie da się sprawdzić, powrót na tą planetę jest złożonym i skomplikowanym przedsięwzięciem. Z chwili zadumy wyrwał go głos kelnera, który oferował ileś wariantów śniadaniowych do wyboru. Lubił sytuacje, gdzie istnieje możliwość wyboru. Wybrał wariant lekkostrawny, nie obciążający organizmu. Kelner skłonił się i znikł za drzwiami prowadzącymi do hotelowej kuchni. Alex ponownie odpłynął we wspomnieniach do zdarzeń, w których miał swój udział. To było do tego stopnia niesamowite i niewiarygodne, że... trudno dobrać jakikolwiek wyraz odzwierciedlający historię. Zastanawiał się jak odniesie się dziennikarka do jego opowieści. Nie można wykluczyć, że to, co ma do powiedzenia zostanie przyjęte z pewnym dystansem, pomimo, że jego słowa są prawdziwe.
– Pańskie zamówienie – po krótkiej chwili pojawił się ten sam kelner z posiłkiem.
– Dziękuję – odparł.
Delektował się każdym kęsem. Dawno nie doświadczał czegoś podobnego i trochę tęsknił za tym. W dalekich wyprawach posiłki wyglądają zupełnie inaczej. Są już gotowe, zrobione niejako w fabryce, podzielone na odpowiednie porcje, zbilansowane pod względem wartości odżywczych. To inny świat.
Po śniadaniu wyruszył w miasto pozwiedzać okolicę. Każde miejsce ma w sobie coś interesującego, swój własny klimat. W hotelu przejrzał kilka folderów turystycznych zachęcających do zwiedzania ściśle określonych lokalnych atrakcji. Jednak Alex był zainteresowany zupełnie czym innym. Chciał poznać całą rzeczywistość, poczynając od miejsc reprezentacyjnych kończąc na takich, którymi władze miasta zapewne nie chciałyby się chwalić, cała gama rozwiązań. Tak jak i kosmos, jest pełen skrajności. Od miejsc wyjątkowo nieprzyjaznych do na swój sposób urokliwych. Jednak kosmos, w przeciwieństwie do Ziemi jest pusty, pozbawiony znanych form życia. Przez ponad sto lat od czasu pierwszego lotu człowieka w kosmos, techniczne możliwości bardzo się rozwinęły. Druga połowa XX wieku i pierwsze wejście na orbitę okołoziemską trudno nazwać kosmiczną podróżą. To tak jakby wyjść przed dom i powiedzieć, że się odbyło daleką wyprawę na drugi koniec świata. Jest to kwestia punktu widzenia. Za pierwszym razem to rzeczywiście jest ogromny wyczyn, za którymś kolejnym to tylko budzi uśmiech związany z naiwnością pierwszego spojrzenia. Obecne możliwości pozwalają uzyskiwać prędkości nadświetle, toteż najbliższy rejon, w promieniu kilku lat świetlnych, został w jakimś stopniu zbadany. Pomimo ogromnych wysiłków włożonych w poszukiwanie kosmicznych współbraci nie przyniosły one żadnego efektu. Czy gdzieś w głębinach kosmicznej otchłani są inni członkowie rodziny istot inteligentnych? Czy Ziemia jest jedyną enklawą życia? To na swój sposób jest trochę smutne i frustrujące: samotna Ziemia w bezmiarze kosmicznej przestrzeni. Samotna, zdana sama na siebie, musi borykać się z ogromem problemów. Mieszkańcy Ziemi nie zawsze dbali o środowisko, w którym przyszło im żyć.
Alex szedł przed siebie nie tam, gdzie próbowały go prowadzić przewodniki. Miał swój własny kompas, który wyznaczał kierunki. Chciał znać rzeczywistość, a ta często jest odmienna od tej opisanej w przewodnikach turystycznych, inna niż można by się spodziewać. Za fasadą blichtru widać ukryty świat. Najlepsze do zwiedzania są stare ruiny. Z nich można wiele odczytać. Dziury po kulach w ścianach to historia konfliktów, wojen, zmagań i cierpienia. Czasami ma się wrażenie, że nawet można usłyszeć zgiełk dawno przebrzmiałych zdarzeń. Widział to w swoim życiu wielokrotnie, ale nie tutaj. Centrum Paryża to inne miejsce.
– Jak leziesz wieśniaku, zejdź z tej drogi! – oburzony głoś kierowcy samochodu zmieszał się z piskiem opon gwałtownie hamującego samochodu.
To było jak kubeł zimnej wody. Pisk opon wyrwał Alexa z zamyślenia. Dwa metry obok przez uchylone okno, jakaś czerwona ze złości twarz kierowcy wyrażała wszystko.
– Życie ci niemiłe? – kierowca dawał upust swojej złości.
– Przepraszam, – trochę zawstydził się Alex – nie zauważyłem.
– To trzeba ślepia otworzyć – tym razem głos zmieszał się z hałasem gwałtownie ruszającego samochodu.
Jak minął pierwszy szok wywołany zaistniałą sytuacją, zaczął zastanawiać się jak do tego doszło. Jak to się stało, że znalazł się na jezdni? Dziwne, do tego stopnia pochłonęły go rozmyślania, że organizm włączył sobie autopilota i szedł najprostszym kursem. Tak jak w kosmosie tylko tam nie ma dróg i takiego ruchu. Wrócił do hotelu bardziej uważając na to co się dzieje wokół. Wziął prysznic by się odświeżyć. Zbliżała się pora spotkania, czas ruszać. Zszedł na dół do recepcji i poprosił o taksówkę. Zanim pokonał odległość do drzwi wejściowych czekała ona już przed hotelem. Wsiadł do samochodu.
– Wie pan, gdzie to jest? – zapytał kierowcę podając jednocześnie kartkę, na której był zapisany adres.
– Oczywiście, to kawałek stąd.
Samochód ruszył. Początkowo powoli, jakby nie chciał potrącić betonowych kwietników, które były rozmieszczone na styku chodnika i uliczki dojazdowej do hotelu. Tworzyły jakby szpaler wskazujący drogę dla zbłąkanych wędrowców, jakby dbały by wędrowcy trafili do celu. Taksówka wyjechała na szerszą aleję i przyśpieszyła.
– Pan pierwszy raz w Paryżu? – zagadnął po chwili kierowca.
To chyba jakaś choroba zawodowa kierowców taksówek. Zawsze próbują wciągnąć pasażerów w gadkę o niczym, jakby ciągłość konwersacji była celem ich życia. Czy ta informacja ma jakiekolwiek znaczenie dla tego kierowcy, jest mu do czegoś niezbędna?
– Pierwszy raz, ale będę wdzięczny, jeżeli skupi się pan na drodze – odparł.
W lusterku dostrzegł nową minę kierowcy, może się obraził. Mało go interesowało, że ten nagle stracił całą sympatię dla niego, może nawet uznał za złośliwego. Dyskusja o niczym z kierowcą taksówki nie fascynowała go w żaden sposób. Dalsza droga przebiegła już bez zakłóceń i wtrąceń. Gdy znaleźli się na miejscu, wysiadł z samochodu. Stał na chodniku przed kawiarnią. Nad jej wejściem żarzył się stylizowany neon z napisem „Kawiarnia Izyda”. W środku nie było zbyt wielu gości. Dostrzegł wolny stolik pod oknem, przy którym usiadł. Po chwili podszedł kelner.
– Pan sobie życzy czegoś? – zapytał.
Czy on sobie czegoś życzy? No jasne i to bardzo wiele. Taki spis miałby wiele stron. Alex doskonale wiedział co kelner miał na myśli, jednak postanowił trochę zażartować. Może kelner dostrzeże, że jego słowa mogą mieć zupełnie inne znaczenie.
– Życzę sobie, by na świecie zapanował pokój – powiedział z bardzo poważną miną, maksymalnie zmagając się ze sobą by zachować należytą powagę.
– Kawa, herbata, coś mocniejszego? – dopytywał tamten, jakby wypowiedziane słowa nie trafiły do jego świadomości.
Jest kilka wyjaśnień, albo nie usłyszał wyraźnie albo działał jak zaprogramowany automat: brak spodziewanej informacji uruchamia awaryjny algorytm, który ma za zadanie sprowadzić drugą stronę na właściwe tory. Mógłby jeszcze trochę się podroczyć, tylko po co?
– Proszę o kawę, – sprecyzował – czy macie może szarlotkę?
– Polecam również inne gatunki ciast, życzy pan sobie?
To chyba jakiś wirus panuje w tym mieście lub inny wariant choroby zawodowej. Gdyby sobie życzył, to by zapytał i ewentualnie poprosił. O wiele prościej jest, gdy każdy robi to, co do niego należy, to generuje najmniej problemów.
– Kawę i szarlotkę, poproszę – powtórzył.
Nie jest jego celem zwracanie uwagi innym. Chociaż, może w tej instytucji panuje taki zwyczaj, że obsługa ma obowiązek tak trochę na siłę proponować gościom coś więcej niż by sobie tego życzyli.
– Coś jeszcze? – zapytał kelner.
– Nie, to wszystko – odparł spokojnie.

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 16:44

Kelner bez zbędnych słów oddalił się. W oczekiwaniu na realizację zamówienia przyglądał się ludziom, którzy za szybą podążają przed siebie. Każdy w swoim kierunku, każdy ma jakieś sprawy do załatwienia, każdy ma jakieś swoje problemy, każdy ma swoje priorytety, rzeczy ważniejsze i mniej ważne. Dziesiątki przechodniów, to dziesiątki różnych historii, a każda jest inna. Zapewne niektóre z nich w jakiś niezrozumiały sposób splatają się ze sobą. Ciekawe, czy ten pan w ciemnogranatowej kurtce ma coś wspólnego z tą panią w beżowym płaszczu, która wyszła na spacer ze swoim pieskiem. Może tak, może nie, a może za jakiś czas zwykły przypadek sprawi, że ponownie wpadną na siebie. Któż to może wiedzieć? Jakiś pan w średnim wieku pchał wózek inwalidzki, na którym siedziała osoba dużo młodsza. Mogła być ofiarą wypadku lub choroby, ewentualnie mieć jakąś dysfunkcję od urodzenia. Skrajem chodnika ostrożnie szła pani z białą laską, za pomocą której delikatnie badała przestrzeń przed sobą. Zapewne wybrała krawędź chodnika, gdyż w tej strefie jest mniej przechodniów.
– Komandor Xeno? – głos kobiety szybko sprowadził go z chodnika przed kawiarnią do jej wnętrza.
– Zgadza się – obrócił głowę w stronę osoby, która go zagadnęła.
Była w średnim wieku, elegancko ubrana. Stała przy stoliku trzymając oburącz przed sobą damską torebkę. Było w niej coś intrygującego.
– Sophie Lafforet – wyciągnęła rękę na przywitanie.
– Mam na imię Alex i będzie mi miło, gdy pani będzie mówiła po imieniu – Alex wstał i uścisnął podaną dłoń.
– Oczywiście, Sophie – odparła trzymając jeszcze uściśniętą dłoń.
Usiedli naprzeciw siebie. Sophie przyglądała mu się przez chwilę.
– Jakoś... – zaczął Alex.
– To niesamowite... – zaczęła Sophie.
Tak się złożyło, że oboje zaczęli jednocześnie, urywając swoje zdania by dać drugiej osobie możliwość dokończenia.
– Proszę bardzo – Sophie dodatkowym gestem ręki dała pierwszeństwo Alexowi.
– Jakoś mnie odnalazłaś – powtórzył.
– Ooo, to bardzo proste. Często tu bywam i praktycznie znam stałych bywalców. To dosyć hermetyczne towarzystwo. Widząc nową twarz założyłam, że jesteś tym, z kim się umówiłam. No i nie pomyliłam się.
– Zakładanie czegoś, takie stawianie hipotez, może okazać się błędne … – zaczął Alex.
– … ale również może być trafne, – z uśmiechem przerwała Sophie – często tu bywam, to taki drugi mój dom. Tu jest taka fajna atmosfera.
– No trudno mi to potwierdzić, jestem tu pierwszy raz.
– Ależ oczywiście. Zawsze jest ten pierwszy raz. Kto, jak kto, ale chyba wiesz coś na ten temat. W takim razie proszę, opisz swoje wrażenia dotyczące tego miejsca.
Sformułowanie „dotyczące tego miejsca” może mieć wiele interpretacji. Może dotyczyć aktualnej chwili, takie „tu i teraz”. Równie dobrze może określać planetę w kosmosie, gdzie Alex miał okazję nawiązać kontakt z obcą cywilizacją. To również było pierwszy raz.
– To miejsce? – wskazał palcem środek stolika, jakby to był najważniejszy punkt świata.
– Oczywiście, że to. A myślałeś, że … – urwała zdanie i roześmiała się Sophie.
– … że chodzi o tamte – dodała po chili pokazując jednocześnie ręką w górę, jakby to był uniwersalny kierunek dla kosmosu.
– Kawiarnia, jak kawiarnia. Jest miło i sympatycznie … – zaczął.
– A tak szczerze? – przerwała Sophie.
– A tak szczerze, to jest... – przerwał, przez chwilę szukał odpowiedniego słowa i dodał po chwili – lekko.
– Ciekawe spostrzeżenie, – zauważyła – to chyba zasługa patronki. Kawiarnia Izydy w mieście Izydy.
– W jakim mieście?
– Nazwa Paryż wywodzi się od imienia Izyda. Starożytna bogini egipska była czczona przez kilka tysięcy lat. Jej kult jest tak ogromny, że po upadku Egiptu, właśnie w Paryżu istniała największa świątynia poświęcona Izydzie. Opiekunka rodziny i wzorcowa matka i żona. Uważam, że ludzkość powinna stawiać jej pomniki na każdym skrzyżowaniu.
– Ciekawe, nie wiedziałem – zauważył Alex.
– No, rodowita paryżanka to powinna wiedzieć coś niecoś o swojej patronce – zażartowała Sophie. – Miała męża Ozyrysa i ukochane dziecko.
– Ale to przecież tylko mit.
– Mit, czy nie mit, ale historia zapisana na egipskich ścianach do dzisiaj jest żywa w ludzkich umysłach i stała się pożywką dla wielu innych.
– Być może, ja nie wiem, nie można wiedzieć o wszystkim.
– Nie dziwne, trudno to wszystko ogarnąć umysłem – Sophie wygodniej usadowiła się w kawiarnianym fotelu.
– No, przykładowo piramidy egipskie. Przecież to jest niewykonalne bazując na technologii, jaką dysponowali starożytni. Jak podnieść ogromny głaz nie dysponując dźwigiem? – zauważył Alex.
– Może źle patrzymy, nie w tym kierunku. Kiedyś – Sophie przerwała, jakby szukała w pamięci odpowiednich szczegółów – rozmawiałam z pewnym psychologiem, który w pracy posługiwał się techniką hipnozy. Trafił mu się pacjent, który w hipnozie regresyjnej został cofnięty do czasów budowy piramid. Powiedział, że do podnoszenia używali dźwięku, podnosili posługując się dźwiękiem.
– Że co? – zdziwił się Alex.
– Również nie rozumiem, mówię tylko to, co sama słyszałam.
– Dla mnie techniki hipnozy to takie trochę wróżbiarstwo. Bo trudno to naukowo udowodnić – w Alexie odezwał się duch racjonalnego myślenia.
– Ja nie mam zdania na ten temat, przedstawiam jedynie relację z wywiadu. Staram się być obiektywna. Nie czuję się upoważniona do oceniania, czy jest to możliwe czy nie. Patrzę na wszystko jakby z boku, z dystansu.
– Proszę bardzo – rozmowę przerwał kelner, który ze swojej tacy przestawiał naczynia na stolik.
– Dla mnie proszę to co zwykle – Sophie wyczekała, aż kelner zakończy swoje czynności.
– Zaraz podam – odparł.
Alex patrzył, jak facet w czarnym służbowym ubranku znikł za swoimi drzwiami.
– Inaczej sobie ciebie wyobrażałam – Sophie zmieniła dotychczasowy temat rozmowy.
– To jak ma się konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością? – zapytał.
– Hmmm, to trudne zadanie. Człowiek, to suma wielu składowych. Teraz można odnieść się jedynie do cech fizycznych. Sądziłam, że jesteś niższego wzrostu, to najłatwiej dostrzec.
– To prawda, czasami jest to wadą, czasami zaletą. Wszystko zależy od sytuacji. Bez problemu sięgam do miejsc, które dla pewnej części populacji są niedostępne. Dla nich rozwiązaniem jest użycie choćby stołeczka.
– No właśnie, porozmawiajmy o czymś, co do tej pory nie było dla nikogo dostępne.
– Masz ma myśli kontakt? – upewnił się.
Skinęła twierdząco głową. Alex poprawił się w swoim fotelu. Zapowiadała się dłuższa konwersacja. Jednocześnie pojawił się kelner z lampką koniaku, który postawił na stole przed Sophie, tak jakby wiedział kiedy przyjść, by później swoją obecnością nie ingerować w wywiad.
– Lubię czasami grecki koniak, ma taki bogaty bukiet, – Sophie skosztowała z kieliszka – ale zapewne to nie twój wzrost sprawił, że doszło do historycznego zdarzenia.
– Zapewne, – zauważył – jednak gdyby na siłę szukać winnego, to można wskazać jedynie na niesamowity przypadek.
– To ciekawe, jak przypadek może zmienić bieg wydarzeń. Czy mogę rejestrować rozmowę? – Sophie wyjęła dyktafon stawiając go na środku stołu. – Nie chcę by jakiś szczegół mi umknął.
– Oczywiście – zgodził się.
– No więc słucham, jak doszło do tego.
– Wracałem z pewnej misji. Straciliśmy kontakt z pewną stacją. Konieczne stało się sprawdzenie, co się stało. Firma zaproponowała mi udział w akcji. Należało udać się na miejsce rozpoznać problem i ewentualne sprowadzić ekipę do domu, więc poleciałem.
– Powiedziałeś, że firma ci zaproponowała, czy to znaczy, że nie musiałeś lecieć?
– Nie musiałem, udział był dobrowolny, ale czułem się w obowiązku. Wiesz, w sytuacjach krytycznych dobrze jest liczyć na cudzą pomoc, ale to działa w dwie strony i czasami trzeba spełnić rolę wybawcy – Alex uśmiechnął się.
– Byłeś sam? Z reguły loty kosmiczne mają liczniejszą załogę.
– Z reguły tak, – zgodził się Alex – tu nie chodziło o jakieś badania lub inną eksplorację. Trzeba było polecieć, rozeznać się na miejscu w sytuacji i podjąć jakąś decyzję i zrealizować niezbędne działania naprawcze.
– A co to była za ekspedycja? – zapytała.
– Ekspedycja, składająca się z kilkunastu członków, której celem była ocena przydatności i opłacalności eksploatacji planety. Była bogata w pewne minerały.
– A gdzie się ona znajduje? – dopytywała Sophie.
– Tego nie mogę powiedzieć.
– Tajne?
– Tajne jest wtedy, gdy robi się coś, co jest w pełni ukrywane. Nawet używa się kłamstw, by ukryć prawdziwe działania, wręcz odwrócić uwagę od istoty rzeczy. To nie było tajne, gdyż, jak wcześniej powiedziałem, chodzi o dostęp do pewnych minerałów. To są ściśle określone kryształy. Muszą być nieskazitelnie czyste, bez pęknięć, wtrąceń i zanieczyszczeń. Natomiast lokalizacja nie jest podana do publicznej wiadomości, gdyż … – Alex urwał zdanie, zapewne zauważył, że nie wszystko może powiedzieć i dokończył – nieistotne.
– Rozumiem, w jakimś stopniu jest to tajne.
– Nie, tylko to dosyć szczególna wiedza, może ona doprowadzić do chaosu. Pewne pozarządowe zrzeszenie prowadzi badania, które mają być finalnie udostępnione ogółowi społeczeństwa. Przedwczesne ujawnienie szczegółów może doprowadzić do skutków, które jest trudno przewidzieć.
– Może, czyli nie koniecznie musi? – dopytywała Sophie.
– Dokładnie, jeżeli działania zostaną zrealizowane w ściśle określonej kolejności, to zakończą się oczekiwanym skutkiem. Koniec każdej fazy staje się początkiem kolejnej i tak krok po kroku proces zbliża się do finału.
– No ale chyba odbiegamy od głównego nurtu – Sophie wniosła korektę w przebieg wywiadu.
– Rzeczywiście, – zgodził się Alex – wracając do historii, przyczyna braku kontaktu okazała się banalna. Mieli awarię systemu łączności, z którą nie mogli sobie poradzić. Drobne problemy zawsze są jakoś do ogarnięcia na miejscu, ale duże wymagają wsparcia z zewnątrz. Dysponowali statkiem i aparaturą, która nie była szczytem bieżących możliwości, że się tak wyrażę, to była wysoka półka, ale nie najwyższa. Poza tym sprzęt miał już swoje lata. Inni mieli dostęp do wyższej półki. Rozumiesz, to nie jest agencja rządowa. Oni dysponują nieograniczonymi funduszami. Stowarzyszenie realizujące przedsięwzięcie może dużo, jednak w jakimś stopniu musi się liczyć z możliwościami. Oni ponoszą i tak duże koszty.
– To stwierdziłeś na miejscu? – dopytywała.
– Dokładnie. W sumie banalna sprawa. Wysłałem właściwy komunikat do centrali, na co przyszło zapewnienie, że odpowiednia pomoc jest w drodze.
– Poinformowałeś ich o tym?
– To chyba naturalne, – odparł – została wdrożona odpowiednia procedura, pomoc w drodze, problem można uznać za rozwiązany. Chyba, że sama pomoc będzie miała awarię i będzie potrzebowała pomocy.
– A to się zdarza? – dopytywała.
– Niczego nie można wykluczyć, choć przyznam, to niezwykle rzadki przypadek.
– A powiedz mi, jak zachowała się tamta załoga? – dopytywała Sophie.
– To profesjonaliści. Doskonale wiedzieli, że są bezpieczni. To była jedynie kwestia czasu. Nikt nie zostawia swoich bez pomocy. Wcześniej, czy później problem i tak zostanie rozwiązany.
– Czyli nie byli zagrożeni. Tyle jest opowieści, że w kosmosie czyhają różne potwory. Jest tyle filmów o tym.
– Te filmy, to w dużej mierze fikcja literacka. Każdy twórca przedstawia historię z własnego punktu widzenia, to jest jego wizja. To jego zadaniem jest zainteresować odbiorcę, musi to tak wymyślić, by odbiorca podążył jego tokiem.
– Wracając do załogi ...
– Załoga jest zamknięta w stacji, która jest jaka jest. Ma określone zalety jak i wady. Jednak nic im nie zagraża. Można obawiać się jedynie obcych, z przyrodą nieożywioną jakoś sobie radzimy. Jak dotychczas, nie zostało stwierdzone, by poza naszym układem istniało inteligentne życie. Jedynym zagrożeniem, poza typową awarią, jest uderzenie meteoroidów, ale neutralizacja ich została opanowana już dawno. Czy idąc na spacer do „Parc des Buttes Chaumont” obawiasz się, że dostaniesz kamieniem w głowę?
– Widzę, że odrobiłeś lekcje, – zażartowała Sophie – znasz paryskie atrakcje. Jednak rzeczywiście, nikt nie bierze pod uwagę takiego scenariusza zdarzeń.
– Lubię wiedzieć, co może mnie spotkać na obcym terenie, co jest warte mojej uwagi, co jest dla mnie ważne. W innym świecie taka wiedza może uratować życie. To już prawie odruch zawodowy.
– A powiedz mi, czy miałeś jakieś problemy z odszukaniem stacji. W końcu nie można kierować się na źródło sygnału radiowego, bo ten nie istnieje.
– To był największy problem. Dotarcie tam sprawiło mi najwięcej pracy. Firma zlecająca wiedziała, gdzie znajduje się stacja, ale.. – urwał Alex zastawiając się jak to wyrazić.
– … ale to tajemnica? – dopowiedziała Sophie.
– Nie w tym sensie. Jakby ci to wyjaśnić, położenie jest znane z pewną dokładnością. Wiadomo, że jest tam a tam. W skali kosmicznej jest to punkt na galaktycznej mapie. W rzeczywistości to przestrzeń o rozmiarach mierzonych w kilometrach.
– Czyli miałeś ogromnego farta znajdując stację?
– Nie. Pozostaje kwestia precyzyjnej lokalizacji. Po zlokalizowaniu należy się tam udać. Do dyspozycji jest pewna aparatura, która to potrafi. Niezbędne są pewne szczegóły, które należy określić i pozostaje czekać na rezultat.
– I tak postąpiłeś – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
Alex kiwnął potakująco głową.
– A powiedz mi, jak długo to trwało?
– W odniesieniu do ziemskiego pomiaru czasu, to było kilka dni. Jednak musisz być świadoma, że skala czasu jest różna. Ziemska doba nie musi być równa dobie obowiązującej na innej planecie.
– No, ale godzina, to godzina.
– Teraz to nie jestem tego absolutnie pewien. Rozumiem, że to brzmi zbyt fantastycznie, to wywraca pewne poglądy do góry nogami.
– W jaki sposób to stwierdziłeś? – zapytała Sophie.
– No właśnie, ale po kolei. Jak problem został niejako zdiagnozowany i wiadomo było jak go uleczyć, to mogłem wracać do domu. Właściwie to należałoby poczekać do przybycia ekipy naprawczej, ale miałem zgodę na powrót. Bez akceptacji nie wolno. Zaprogramowałem współrzędne docelowe w pokładowym komputerze i w drogę. Rozpoczęła się procedura powrotu. To ciąg ściśle określonych działań. Statek rozpędza się do pewnej prędkości, po czym następuje przejście do prędkości nadświetlnych. Sama faza wejścia i wyjścia jest trochę nieprzyjemna, ale można do tego się przyzwyczaić. Wszystko przebiegało w ustalonym porządku, tylko wylądowałem w nieznanym miejscu. To nie był układ słoneczny.
Ostatnio zmieniony niedziela 15 sie 2021, 19:14 przez gaweł, łącznie zmieniany 1 raz.

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
Zegar
User
User
Posty: 318
Rejestracja: wtorek 02 lip 2019, 14:42

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: Zegar » niedziela 15 sie 2021, 17:00

gaweł pisze:Całość ma 40 stron, więc będzie w odcinkach.


Kiedy będzie następny odcinek?
"If A = success, then the formula is A = X + Y + Z.
X is work. Y is play. Z is keep your mouth shut."
A. Einstein

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 17:51

– Jak to się stało?
– Tego nie wiem, nie rozumiem. Mogę użyć jeszcze wielu wyrazów ze składnikiem „nie” z przodu.
– Czy może to być efekt jakiejś pomyłki z twojej strony lub problemy techniczne w statku?
– Nie wiem – Alex rozłożył ręce w geście bezradności.
– Nie można było sprawdzić tego w komputerze? – dopytywała.
– I tu jest kolejny problem. Pamięć komputera się wyczyściła, nie było żadnych zapisów. Nie wiadomo, co działo się do tej pory, ale to nie było największe zmartwienie.
– Czyli... – sondowała Sophie.
– Na ekranach widzę na tle jakiejś gwiazdy ogromy statek kosmiczny. Był ogromny, nie wyglądał na statek transportowy. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Niesamowite, czy ten statek sprawiał wrażenie agresywnej jednostki? – Sophie zaczęła wciągać się w opowiadanie.
– Ooo tak, zdecydowanie tak.
– Bałeś się?
– Czy się bałem? – Alex przez chwilę się zastanawiał co odpowiedzieć. – To nie tak, zapewne masz na myśli obawę o własne życie?
Skinęła potakująco głową.
– Jesteśmy szkoleni by nie wpadać w panikę. Ważne jest by zachować zimą krew. Nie wiedziałem co robić dalej, jak postąpić. W głowie gonitwa różnych myśli. Na taki przypadek nie ma opracowanych żadnych procedur postępowania. Pozostaje jedynie improwizacja. Przecież jeżeli dojdzie do konfliktu, to sam nie dam rady. Potrzebna będzie pomoc, ale jestem sam.
– Nie przesadzasz?
Alex pokręcił przecząco głową.
– Nie mogłeś stamtąd uciec? Wprowadzić współrzędne Ziemi i zwiać?
– Nie, by to zrobić konieczna jest znajomość aktualnej pozycji. Komputer musi obliczyć trasę. Wiadomo dokąd, nie wiadomo skąd. Sytuacja bez wyjścia. Można by było z rozkładu widocznych gwiazd i bazując na atlasie galaktycznym spróbować określić własną pozycję. To mogło się udać i tak bym zrobił, bo zawsze wbrew przeciwnościom poszukuję rozwiązań, ale w tej sytuacji ten problem schodził na drugi plan. Analizując różne możliwości, co trwało jakąś chwilę, zaczęło się na statku coś dziać. Przyrządy pokładowe dostały wariacji. Lampki kontrolne mrugały w jakimś przypadkowym rytmie. Ekrany to gasły to się zapalały pokazując obraz z zainstalowanych kamer to znów jakieś ciągi liczb setkami czy może tysiącami przewijającymi się po ekranie. Trudno określić jak długo to trwało. Pokładowy zegar pokazywał bzdury. Może to trwało minutę może dłużej czy krócej. Człowiek z podwyższoną adrenaliną ma kłopoty z właściwą oceną. W każdym razie, po pewnym czasie na statku wszystko wróciło do normy, natomiast w głowie zawirował świat. To było coś niesamowitego, nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem. Mogę się mylić co do kolejności, więc je tylko wymienię. Pamiętam dziwne efekty związane ze wzrokiem. Cały obraz jakby drżał. Jak normalnie skupiasz wzrok na czymś, to obraz jest taki nieruchomy, stabilny. Tu wszystko drży i trudno skupić się na czymkolwiek. Do tego dochodzą efekty słuchowe. Najpierw w uszach słychać szum, który się powoli potęguje. Później przechodzi w wysoki pisk. To momentami staje się nieprzyjemne. Później występują omamy związane ze zmysłem dotyku. To trudno opisać, ale ma się wrażenie jakby ktoś lub coś mnie dotykało, ale to jest złudzenie, na statku byłem sam. Na koniec w całym organizmie odczuwa się takie wewnętrzne drżenie. Tak jakby wszystko wewnątrz drżało. To uczucie rozlewa się po całym organizmie, wędruje z jednego miejsca w drugie by w końcu objąć cały organizm. Pod koniec szczególnie daje się odczuć w rękach, tak jakbym trzymał wibrujący przedmiot. W ustach daje się odczuwać taki metaliczny posmak. Nie wiem jak to dokładniej odwzorować, to trzeba doświadczyć, bo trudno to opisać słowami. Również trwało to jakąś chwilę, po czym wszystko wróciło do stanu początkowego. Znaczy prawie wszystko, bo na ekranie z kamery dziobowej widać było jakąś smugę, jakby poświatę, która biegła od tego kolosa w moją stronę.
– Niesamowite, powiedz mi, o czym wtedy myślałeś?
– To trudno określić, to tak jakby głowa nie nadążała za rzeczywistością. Gdy pierwszy szok minął, przyszła myśl, że jednak żyję i nic się nie stało, jakby jakaś opatrzność czuwała nade mną. Może nie jest tak źle jakby mogło się wydawać. Zacząłem się zastanawiać nad możliwymi scenariuszami. Z jednej strony mój statek nie został zniszczony, co sugeruje, że tamci nie mają złych zamiarów, z drugiej strony to co się działo wymykało się jakiemukolwiek rozumieniu. Nawet pomyślałem, czy przypadkiem nie jest to sen, czy to dzieje się rzeczywiście?
– Ooo, to w kosmosie ludzie również mają sny? – zainteresowała się Sophie.
– A dlaczego nie? To w końcu proces fizjologiczny. Ale wracając do sytuacji, szybko okazało się, że to nie sen, to znaczy na ile można sprawdzić, czy człowiek śni, czy nie? Zwyczajowo mówi się, że należy się uszczypnąć. Ja nie musiałem się szczypać. Przez chwilę przy podwyższonej adrenalinie zapomniałem w swoim wzroście i wstając z fotela walnąłem głową o panel w kokpicie. Wyobraź sobie tą sytuację. Masz wygodny fotel, wokół którego jest rozmieszczona różna aparatura. Masz panele z przyciskami i ekranami rozmieszczone przed sobą, obok ale również nad sobą. Więc wstając moja głowa miała bolesny kontakt z panelem od zapasów paliwa.
– A po co wstawałeś?
– A tak pomyślałem, że może warto założyć skafander.
– To byłeś bez skafandra?
– Normalnie, jeżeli nie ma stanów wyjątkowych, to nikt go nie zakłada. Przecież to był rutynowy powrót do domu więc nie ma uzasadnienia na takie postępowanie. To, że powrót trochę się nie udał to już inna kwestia.
– Rozumiem. Jestem typową ziemianką i nigdy nie latałam w kosmos, – zażartowała Sophie – więc skąd mam mieć taka wiedzę?
– Prawie ubrałem skafander, w którym możliwe jest nawet przebywanie w otwartej przestrzeni, gdy na ekranie pojawił się duży napis: „Nie śpisz”.
– Komputer go wyświetlił, dlaczego? – zapytała Sophie.
– W pierwszym odruchu źle przeczytałem: „nie spij” i pomyślałem, że komputer chce mnie obudzić, jakbym był jakimś śpiochem. Jasne, że to komputer wyświetlił komunikat. Nikt inny tego nie mógł zrobić. – Wyjaśnił Alex. – Tyle tylko, że to jest całkowicie bez sensu. W normalnej pracy taki komunikat się nie pojawia, nie odnosi się on ani do stanu statku ani trajektorii lotu.
– To skąd się wziął? – dopytywała.
– Sam nad tym się zastanawiałem. Powoli w głowie przebijała się myśl, że to może być związane ze zdarzeniami, które zaistniały wcześniej.
– Sugerujesz, że to obcy statek sprawił?
– Taka myśl zaświtała mi w głowie. Szczególnie, że na ekranie, który pokazywał obraz z dziobowej kamery, ciągle była widoczna jakaś tajemnicza smuga biegnąca od tego kolosa w moją stronę a której wcześniej nie dostrzegałem.
– A to jest możliwe?
– Normalnie to bym zaprzeczył, ludzkość nie zna takiej technologii, chyba, że zostało to opracowane w jakimś tajnym laboratorium. Żaden statek, z którym miałem styczność czegoś takiego nie oferował.
– A ten kolos, to nie mógł to być nasz statek? Taki, o którym nie wiedziałeś?
– Na Ziemi nigdy nie powstał tak ogromny, więc nie mógł być nasz.
– Więc sugerujesz, że ten napis pochodził od tamtego statku?
– Taki wniosek nie jest pozbawiony sensu.
– Żartujesz, – to chyba było bardziej stwierdzenie niż pytanie – normalnie w języku angielskim? Jak, skąd? – dopytywała się Sophie.
– Nie mam zielonego pojęcia – w odpowiedzi Alex bezradnie rozłożył tylko ręce.
Na twarzy Sophie malował się wyraz niedowierzania.
– Miałem podobną minę, z wrażenia hełm wypadł mi z rąk, – kontynuował Alex, – oczekujesz odpowiedzi na pytania, na które sam nie znam odpowiedzi. To wymyka się jakiemukolwiek rozumieniu. Dzieje się coś, co w naszym pojęciu jest niemożliwe. Sensownym wyjaśnieniem jest chyba tylko to, że oni dysponują taką technologią, która dla nas jest z pogranicza fantazji.
– Co było dalej?
– Napis znikł, a ja stałem jak zamurowany. Po jakimś czasie pojawił się ponownie, dokładnie taki sam tylko w innym kolorze. Znów trwał jakiś czas i znowu znikł. I tak w kółko, przelecieliśmy chyba wszystkie odcienie czerwonego. Po paru godzinach zaczęło mi to działać na nerwy.
– Godzinach? – przerwała Sophie.
– Godzinach, – potwierdził Alex – to długo trwało. Nic się nie dzieje tylko drażniąca informacja na ekranie. No, o co chodzi? Chyba coś mi się wyrwało niecenzuralnego. Napis zrobił się w kolorze czerwonym, takim czerwonym, czerwonym. Do tej pory to był czerwony chyba z domieszką jakiejś innej barwy i finalnie wychodzi jakiś karminowy, magenta, rubinowy. Nawet tych kolorów nie potrafię nazwać. Ponoć kobiety rozróżniają odcienie, ja widzę odcienie czerwonego. I znów powoli przechodzi do poprzednich odcieni. No myślę sobie, to chyba jakieś jaja. Możliwe, że tak powiedziałem na głos. I znów jest taki czerwony, czerwony.
– Chcesz powiedzieć, że miałeś podsłuch?
– Sophie, sam nie wiem co o tym sądzić. Wyrażasz jakąś myśl i w reakcji zachodzi coś. Wiesz, nie pomyślałem o tym, choć teraz, patrząc na to wszystko chłodnym okiem, to nawet miałoby sens. Jednak by to uczynić, to potrzebny jest włam do systemu by przejąć kontrolę. A ponieważ nie zaistniała żadna fizyczna ingerencja, to jak?
– Jakiś wirus komputerowy? – zaproponowała.
– Ale wirus również wymaga przynajmniej elementarnej swojej instalacji. Nie ma przypadków, że program nagle zrobił coś innego.
– Skoro to nie wirus, to może komputer po dziwnej awarii, która objawiła się szaleństwem na ekranach, dalej świrował.
– Tak też myślałem. Ciągle poszukiwałem jakiegoś sensownego wyjaśnienia. Sam przecież doznałem dziwnych wrażeń. Przyszło mi do głowy, że to mógł być efekt uderzenia się w głowę, ale szybko rozum mi wrócił i odpędziłem tą myśl. Przecież to odbyło się później. Głowa przestała boleć, choć masaż bolesnego miejsca ciągle mi przypominał niedaleką przeszłość. Postanowiłem zabawić się w detektywa. Poprosiłem komputer o raport związany z wyświetlanym komunikatem, na co on odpowiedział, że jest to standardowa wiadomość z otwartą klauzulą odebrana z zewnątrz.
– Co to znaczy?
– Jest skierowana do wszystkich i nie jest szyfrowana. Ale wiesz, co było najzabawniejsze w tym wszystkim?
– Co?
– Jako nadawca wiadomości był identyfikator mojego statku. To jakbym przesłał komunikat sam do siebie.
– Może komputer się pomylił? – Sophie szukała wyjaśnienia.
– No proszę cię, komuś w końcu trzeba zaufać.
– Chcesz powiedzieć, że komunikat pochodził od tego dużego obcego statku? – spekulowała Sophie.
– Nie mogę tego wykluczyć. Może to jakaś próba porozumienia. Skoro są tacy dobrzy, że włamali się do mego statku, to może. Jednak jedna myśl mnie nurtowała. Dlaczego nie napisali wprost o co chodzi?
– Rzeczywiście, przecież to by wiele ułatwiło?
– No dla mnie jest to również zagadką, – odparł Alex – ale tak sobie siedzę i myślę: skąd znali szczegóły komunikacji.
– A to coś skomplikowanego?
– Jak się już wie, to nic w tym nie ma skomplikowanego. Jak się nie wie, to wszystko wydaje się trudne, jak nie z tego świata.
– Może to trzeba uznać za jakąś formę nawiązania dialogu. Może trzeba było coś odpowiedzieć – wtrąciła Sophie.
– Też przyszło mi to do głowy, pytanie tylko co?
– No nie wiem, cokolwiek, może dzień dobry – zaproponowała Sophie.
– Owszem. Spróbowałem, ale jakoś nie przyniosło to żadnego efektu. Zacząłem wymieniać wyrazy jakie przychodziły mi do głowy. I tak prawie już zrezygnowany bezskutecznością działań, chciałem to zostawić i zająć się najistotniejszym wtedy problemem: jak wrócić do domu, gdy w jakimś momencie zaistniała zmiana. Zmienił się napis i kolor.
– Co wtedy powiedziałeś? – zapytała Sophie.
– No właśnie w tym problem, bo nie pamiętam.
– Szkoda, bo to może jest ważne. Może to jakieś słowo-zaklęcie?
– Może.
– A co było napisane? – zapytała.
– Napis brzmiał: „Kim jesteś?” i był w odcieniach koloru żółtego.
– Może chcieli, byś się przedstawił? – zaproponowała Sophie.
– No prawie czytasz w moich myślach, ale nie, na imię i nazwisko brak reakcji. Na wyrazy: pilot, astronauta, człowiek i wiele innych również brak reakcji.
– Ale jakoś przeszedłeś dalej? Coś musiałeś zrobić?
– Owszem, i nawet wiem dokładnie co. Przyszło mi do głowy, by włączyć rejestrację wszystkiego, tak na wszelki wypadek, może to później do czegoś się przyda. Wszystko jest gdzieś zapisane, w pokładowych kronikach.
– A taka rejestracja nie jest automatyczna? – zainteresowała się.
– Z automatu jest rejestracja parametrów statku i parametrów lotu. To taki odpowiednik czarnej skrzynki z samolotów.
– No i co powiedziałeś?
– No więc jak się później z zapisów okazało, tym magicznym słowem było „Podróżnik”.
– Cooo, ale jak, skąd wiedziałeś? – zdziwiła się Sophie.
– No w tym rzecz, że nie wiedziałem – tłumaczył się Alex.
– Przypadek?
– Nie mam zielonego pojęcia. Nie potrafię odtworzyć procesów jakie zachodziły w mojej głowie, jaki ciąg zdarzeń zaistniał, który doprowadził do takiego finału. Co sprawiło, że tak się stało, jest dla mnie zagadką.
– Co było dalej? Kolejne hasło na ekranie?
– Dalej było pytanie: „Dlaczego?”
– Robi się coraz ciekawiej, – zauważyła Sophie – długo to trwało?
– W sumie, to najdłużej trwał pierwszy etap. Później zaczęło to nabierać tempa. Jednak, gdybyś znalazła się w takiej sytuacji, to co byś powiedziała? Zróbmy taki eksperyment, – zaproponował Alex – tu nie potrzebna jest żadna wiedza specjalistyczna. To jest coś prostego, dostępne dla każdego.
– Dla każdego? – upewniła się Sophie.
– Właściwie to tak, dla każdego. Dla jednych wymaga to więcej czasu, dla innych mniej, choć znajdzie się taka grupa, dla której to może trwać nieskończenie długo.
– Duża rozpiętość, jakaś podpowiedź?
– Jesteś nadzwyczaj inteligentną osobą, z pewnością sobie poradzisz.
– Skąd wiesz, że sobie poradzę?
– Widzę to w twoich oczach – uśmiechnął się Alex.
– To jakaś forma podrywu? – zaśmiała się Sophie.
– No masz bujną wyobraźnię – również roześmiał się Alex.
Nastała chwila ciszy. Sophie zastanawiała się nad rozwiązaniem zagadki.
– Tu chodzi o jakąś ideę? – Sophie próbowała uzyskać jakąś podpowiedź.
W reakcji Alex rozłożył tylko ręce, nie powiedział nic.
– Bo to możliwość nawiązania kontaktu z obcą cywilizacją. To doniosła i wyjątkowa chwila, może być ważna dla rozwoju społeczeństwa.
Twarz Alexa nadal nie wyrażała nic.
– Nie da się zaprzeczyć, że to może być ważne.
– Zgodzę się z tym. Co pokazuję? – zapytał Alex unosząc dłoń i palec wskazujący kierując na okno.
– Okno – odparła Sophie.
– Widzisz problem nie w tym miejscu – Alex cmoknął z dezaprobatą kręcąc jednocześnie przecząco głową.
– No ale pokazujesz okno.
– Masz może w domu psa? – zapytał.
– Mam.
– Co zrobi pies, jak pokażesz mu palcem okno?
– Nie wiem, to co mi przychodzi do głowy, to obwącha palec. Przecież zwierzęta nie mają rozwiniętego zmysłu abstrakcji, że palec wskazuje odległą rzecz.
– Bingo – Alex uniósł kciuk do góry na znak aprobaty.
– Chodziło o palec? – ucieszyła się Sophie, że rozwiązała zagadkę.
– Nie, ciągle nie dostrzegasz rzeczy najistotniejszej – odpowiedział Alex.
– Przecież powiedziałeś: bingo.
– Zgodziłem się z poglądem, że pies obwącha palec.
– To dlaczego podparłeś się historyjką z psem?
– A jak uważasz, dlaczego? – pytał Alex.
– Zgaduję, żeby mi uświadomić, że nie skupiam się nad czymś ważniejszym, – próbowała zgadnąć Sophie – by zasugerować mi coś innego, odwrócić uwagę.
– To twój punkt widzenia. Ja po prostu miałem taką fantazję, tak mi przyszło do głowy, bez żadnego podtekstu – Alex potakująco kiwnął głową.

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 18:55

Zegar pisze:Piosenka ma już szesnaście lat, więc można jej słuchać przed 22:00. ;)

Dopiero teraz obejrzałem teledysk, Qrcze, co za zaje...isty stojący banan :o

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 19:18

– Wkręcasz mnie w coś. Ja się poddaję, nie znam odpowiedzi.
– Ale ja nie odpuszczam tak łatwo, – upierał się Alex – w ramach podpowiedzi, zapytam, co dla ciebie jest najważniejsze? Proszę, wymień przynajmniej trzy elementy najważniejsze dla ciebie.
– Dom, praca, rodzina, – prawie jednym tchem wyrecytowała Sophie – a dla ciebie?
– Dlaczego tracisz z pola widzenia rzecz najważniejszą, siebie?
– To trochę egoistyczne uważać się za pępek świata.
– Źle mnie zrozumiałaś, czy ja nazwałem się pępkiem świata? – zapytał Alex.
– No może nie dosłownie, ale takie odnosi się wrażenie.
– Nieistotne, zaraz zaczniemy skupiać się nad najmniej ważnymi elementami. Co znajdzie się na drugiej pozycji listy? – zapytał Alex.
– Dom? – to zabrzmiało bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
– Dom jako budynek czy dom jako miejsce stworzone przez rodzinę?
– Jedno i drugie.
– No widzisz, ty to widzisz podwójnie, inni mogą byś skupieni na jednym lub drugim. Każdy ma swoje preferencje, każdy widzi to poprzez własny pryzmat.
– A twoje preferencje? – zapytała.
– Moje najważniejsze elementy, – Alex przez chwilę się zastanawiał – trudno powiedzieć dokładnie, to się zmienia. Coś, co było ważne wczoraj jest inne niż to co jest istotne dzisiaj a z pewnością jutro znowu będzie inne. Wszystko nieustannie się zmienia. Nawet był taki filozof grecki, który twierdził, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki.
– To był Heraklit z Efezu.
– Może i tak, – odparł – podsumowując, dzień wczorajszy wpływa na dzień dzisiejszy, a ten determinuje to co będzie jutro. Historia ludzkości jest pełna takich zdarzeń.
– Na przykład?
– Dla przykładu mogę podeprzeć się historią templariuszy. Powstał zakon, który stał się bardzo wpływowym. Francuski król Filip Piękny widział w zakonie zagrożenie dla siebie więc doprowadził intrygami do jego rozwiązania i uśmiercenia przede wszystkim mistrzów zakonu. Przy okazji pozbył się ogromnych długów. Wielki mistrz został spalony na stosie, ale wcześniej rzucił klątwę na swego oprawcę. Niecały rok później król dokonał żywota.
– No nie jest to chlubna karta naszej historii – przyznała Sophie – ale nie jest udowodniony związek śmierci króla ze śmiercią mistrza zakonu.
– A jakie to ma znaczenie? Dlaczego chcesz usprawiedliwić jego działania, nie można odpowiadać za cudze czyny. Zrobił co zrobił i tyle. Istotne jest to, że to co zrobił ten rycerz miało jakąś przyczynę i jakiś skutek. No ale odbiegamy od głównego wątku, w końcu spotkaliśmy się, bym przedstawił ci pewną historię. Więc, co może być istotne dla każdego człowieka?
– Skoro nie dom, nie rodzina, to już nie wiem. – Sophie chciała zakończyć tą zgadywankę.
– A jak postrzegasz hasło: wiedza? – zapytał Alex.
– Nie bardzo rozumiem. Wiadomo, że wiedza jest istotnym elementem, ale by była na szczycie takiej listy, to u mnie może nie koniecznie.
– Jak masz wiedzę, to reszta staje się łatwo osiągalna. Jak wiesz jak zbudować dom, to go zbudujesz. Jak wiesz jak zrobić coś, to to zrobisz. Nie mogę wymagać od ciebie byś postawiła się w mojej roli, więc odpowiem, że właściwym hasłem było: „Chcę wiedzieć”.
– W życiu bym na to nie wpadła – zauważyła Sophie.
– Trochę wiary w siebie. Czy znalazłaś się w takiej sytuacji? – zapytał.
– No nie.
– Więc skąd wiesz, czy byś sobie poradziła?
– No tak, jest w tym jakaś logika.
– Ludzie często mówią, że sobie nie poradzą, – kontynuował Alex – tak trochę bezkrytycznie. Ja zawsze próbuję.
– Zapewne zawsze ci się udaje? – zapytała.
– Nie zawsze, ale taka już nasza profesja. Odbywając wyprawy w kosmos nie da się wszystkiego przewidzieć. Dochodzi do jakiegoś zdarzenia, z którym stykasz się po raz pierwszy, więc nie wiesz jak postąpić. Gdyby coś już zaistniało w przeszłości, to można posiłkować się zgromadzoną wiedzą z doświadczenia. Inaczej pozostaje jedynie improwizacja. To prawie już taki odruch.
– Może i masz rację, – stwierdziła – wracając do kontaktu, czy to był już koniec?
– I tak i nie, – odparł Alex – to tylko, ujmując to literacko, otworzyło kolejną furtkę. Pojawił się napis informujący, że przygotowany jest transporter, który zabierze mnie na planetę. Myślę sobie, że nastąpił jakiś postęp, więc czekam cierpliwie a tu nic się nie dzieje.
– Jak to nic się nie dzieje, – zapytała – to trochę niezrozumiałe. Ujmując literacko, mamy zaproszenie na bal a karoca nie przyjechała?
– No coś w ten deseń. Tylko kolor napisu się zmieniał, od czerwonego do zielonego. Czekałem i czekałem aż sen mnie zmorzył. Na statkach obowiązuje umowny podział czasu więc jest coś co można nazwać dniem i nocą. Budzę się rano a tu nadal to samo. No proszę, niech to się zmieni i poszedłem coś zjeść na umowne śniadanie. Wracam a tu jest nowa wiadomość. Na ekranie widniał mały statek, nawet w porównaniu z moim był mały, taka kapsuła. Mam wyjść w kombinezonie w przestrzeń kosmiczną. Zrobiłem co należało.
– Nie bałeś się? – zapytała.
– Zawsze istnieje jakaś obawa. Jeżeli ktoś twierdzi, że się nie boi, to mija się z prawdą. Bez strachu nie ma odwagi jak również bez odwagi nie ma strachu. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Pozostaje jedynie kwestia proporcji.
– Czyli w końcu karoca przyjechała?
– Przyjechała. Wyszedłem przez luk, zaczepiłem jeden koniec liny do statku, drugi do własnego kombinezonu. To takie najbardziej elementarne zabezpieczenie. Bez jego pomocy nie da się wrócić. Już chciałem uruchomić małe silniczki odrzutowe w kombinezonie, by dotrzeć do tej kapsuły, ale okazało się to niepotrzebne. Kapsuła przyciągała mnie do siebie, nic nie trzeba robić. Widziałem jak lina się rozwija i zastanawiałem się, czy nie będzie za krótka. Podświadomie przygotowywałem się na nieuniknione. Lina rozwinęła się prawie całkowicie i spodziewałem się szarpnięcia gdy się skończy, ale nic takiego się nie zdarzyło. Zaczep się sam rozłączył.
– Nie rozumiem, jak to się rozłączył. Hak się urwał?
– Zaczepy są magnetyczne. Można go rozłączyć nawet zdalnie.
– Znaczy kapsuła przejęła kontrolę nad tobą?
– Raczej nad moim wyposażeniem. Otworzyła się w kapsule śluza i jak byłem w środku się zamknęła. Wyrównało się ciśnienie i kolejna śluza.
– Czekała w środku jakaś załoga?
– Nie, w środku nie było nic, dosłownie nic. Panował jedynie taki półmrok. Nie wiem co dalej robić, jak tym sterować. Wnętrze ma kształt kuli także trudno powiedzieć, gdzie jest góra a gdzie dół. W moim statku jest coś, co określamy sztuczną grawitacją. Poza tym wybrany pokład pełni funkcję podłogi, inny robi za sufit. Już chciałem coś powiedzieć krytycznego, gdy naszła mnie refleksja, że przecież to inny świat. Nie należy go mierzyć własną miarą. Myślę, może tu w ścianach są jakieś urządzenia. Wyciągnąłem rękę i próbowałem coś namacać. Nic tylko gładka powierzchnia. Przydałoby się więcej światła. Powiedziałem to chyba sam do siebie by dodać sobie otuchy. No i zrobiło się jasno.
– Znaczy byłeś podsłuchiwany.
– W kapsule to możliwe, ale na moim statku? No proszę cię? Rozejrzałem się wokół. Z tyłu miałem śluzę, przez którą dostałem się do środka. W ścianie było widać granicę drzwi do śluzy. Po przeciwnej stronie było coś podobnego tylko mniejsze. Podszedłem bliżej a właściwie to samo podeszło do mnie. Próbowałaś chodzić wewnątrz dużej kuli pływającej po wodzie. Zawsze pod nogami jest coś co pełni rolę podłogi. Krok do przodu i mamy podłogę w nowym miejscu. W końcu mały luk był u mych stóp. Zacząłem się zastanawiać, czy on się otwiera i ewentualnie dokąd prowadzi. No i sam się otworzył i wyjechał pojemnik ze skafandrem.
– Ja bym uznała, że gospodarze chcą by gość zmienił ubranie, – stwierdziła Sophie – może twój strój był nieodpowiedni?
– Każde „może” może okazać się prawdziwe i można długo dywagować nad jego sensem.
– Próbowałeś poznać przyczyny?
– Przyznam szczerze, że próbowałem wymyślić możliwe wytłumaczenie, ale później poznałem prawdę.
– W jaki sposób? – zapytała Sophie.
– W najzwyklejszy na świece sposób, po prostu zapytałem, ale o tym opowiem za chwilę. Przebrałem się. Swoje ubranko zostało na podłodze a sam założyłem tamte. No, różnica jest kolosalna. W porównaniu do mego, te nowe praktycznie nic nie waży, jest takie lekkie. Nie wiem z czego jest zrobione, ale wygląda jakby było ze srebrzystej grubej folii.
– Folii? – zdziwiła się Sophie.
– No nie wiem jak to opisać, bo nazwać tego już się nie da. No niech się zastanowię, – Alex w pamięci poszukiwał czegoś, co byłoby właściwą analogią – masz folię aluminiową, taką do pakowania produktów spożywczych, ale ona cała jest aluminiowa. Natomiast skafander tylko od zewnątrz tak wygląda. Od wewnątrz jest jakby z materiału, taka tkanina bawełniana krótko strzyżona, przypominająca zamsz naturalny. Jej grubość oszacowałbym na kilka milimetrów. Na pewno ten kombinezon był wielowarstwowy, ale co było w środku, to nie wiem. Miał ciekawe zapięcie. Wystarczyło zetknąć ze sobą krawędzie i te się same łączyły w całość. Nawet był odpowiednik hełmu z tym, że w miejscu, gdzie jest twarz, ta aluminiowa folia jest w pełni przezroczysta. Najdziwniejsze było to, że rozmiar na mnie pasował, ani za duży ani za mały. Jak wszystko założyłem i samo się zapięło, to całość delikatnie się nadmuchała. Nie wiem w jaki sposób, bo nie było tam żadnej butli czy choćby pompki. Obawiałem się, że będzie mało komfortowo, ale jak się później okazało, to wcale niepotrzebnie. W naszych kombinezonach jest wymuszana cyrkulacja powietrza wewnątrz. Wiesz, człowiek wytwarza trochę wilgoci, która jest pochłaniana przez odpowiednie filtry. Są takie maleńkie sprężarki, które powodują ruch powietrza wewnątrz. Pomimo, że są ciche, to jednak daje się je odczuwać jak pracują. A tu nic takiego nie było. Kombinezon jest dobry, lekki, w żaden sposób nie ogranicza swobody. Jak skończyłem przebierankę, to zacząłem się zastanawiać, co będzie dalej. Po chwili kapsuła chyba ruszyła, bo dało się to odczuć.
– W jaki sposób to odczułeś? – Sophie dopytywała się o każdy szczegół.
– Jeździłaś windą? – zapytał Alex.
– No jasne.
– No to wiesz, jak to jest. – Alex pociągnął maleńki łyczek kawy.
– Podróż nie trwała długo, – kontynuował – otworzyły się te same drzwi, przez które wszedłem. Tym razem prowadziły do wnętrza jakiegoś statku. Uprzedzając twoje pytanie, to wewnątrz nikogo nie było.
– Osobliwa gościnność. Może delegacja powitalna czekała na dole na lotnisku, o ile można tak się wyrazić – próbowała zgadywać Sophie.
– No więc będziesz zaskoczona. Nie było żadnej delegacji powitalnej ani w lądowniku ani na lotnisku.
– Nikt nie przybył z rządu? Może nikt nie wiedział? – zastanawiała się Sophie. – Niemożliwe, przecież wiedzieli, bo przysłali statek.
– Doskonale wiedzieli – odparł Alex.
– I nikt w władz się nie pofatygował? – dziwiła się. – U nas to zaraz wszystkie media by trąbiły o niezwykłym wydarzeniu.
– Nikt z rządu nie przybył, bo u nich nie ma rządu. Natomiast powitał mnie jeden zwykły obywatel, zwykły mieszkaniec.
– Niewiarygodne, – zdziwiła się Sophie – nie ma rządu? To kto sprawuje władzę, kto pilnuje porządku?
– Nikt. – odparł Alex.
– Nie ma żadnej policji, wojska?
– Nie ma. Więcej, nie ma wielu innych instytucji, która są na Ziemi.
– To jak oni żyją?
– Żyją spokojnie. Żadna policja nie jest potrzebna. Nie ma żadnego wojska, bo nie prowadzą żadnych wojen.
– A jak jeden kraj napadnie na drugi? – dopytywała.
– Nie napadnie, bo tam nie ma krajów. Tam mieszkańcy tworzą jedną społeczność, taki jeden kraj. Bez segregacji i podziałów na lepszych i gorszych.
– To znaczy, że tam wszyscy są idealni?
– Nie są, również występuje różnorodność.
– To jedni nie obawiają się innych, że oni zrobią im jakąś krzywdę? – dziwiła się Sophie.
– Byłem identycznie zdziwiony jak ty w tej chwili. To również mocno mnie intrygowało, więc rozmawiałem o tym z człowiekiem, który mnie gościł. Jak wcześniej powiedziałem, powitał mnie jeden z mieszkańców, zwykły obywatel. Nie dlatego, że to było mało istotne wydarzenie. Wręcz przeciwnie, jak określił to ten obywatel, to było niezwykle ważne.
– Chwilę, chcesz powiedzieć, że rozmawiałeś z mieszkańcem? W jaki sposób to się odbywało? On znał nasz język?
– Dokładnie tak, dosłownie rozmawiałem. Zadawałem pytanie i uzyskiwałem odpowiedź. W naszym języku. Wypowiadasz pytanie, chociaż – zastanowił się Alex – może wystarczyło tylko pomyśleć, nie jestem tego pewien. Odpowiedź pojawia się w głowie. Może skafander robił za tłumacza, może nadaje bezpośrednio do mózgu.
– Nie wiesz jak jest? Nie zapytałeś o ten proces? – drążyła Sophie.
– Pytałem o całe mnóstwo rzeczy. Sama rozumiesz, zdobyć ich wiedzę, to mogło rozwiązać wiele naszych problemów, przykładowo zdrowotnych. Oni nie chorują. Wyobrażasz sobie mieć lekarstwo na nowotwory? Pytam, czy można pokonać choroby? Odpowiada, że owszem, można i nawet jest to proste. Pytam jakie jest na to lekarstwo, a w odpowiedzi mam, że ono jest wokół.
– Czyli nie chcieli zdradzić tajemnicy, a może to jakieś cudowne ziele, które nie występuje na Ziemi?
– Możliwe, bo było wiele pytań, na które nie otrzymałem odpowiedzi.
– Szkoda, na Ziemi tyle ludzi rocznie umiera z powodu różnych chorób a oni nie chcą pomóc – westchnęła Sophie.
– Powoli, wszystko ci wyjaśnię, o czym się sam dowiedziałem, podzielę się z tobą, – kontynuował Alex – ale najpierw przedstawię ci kogoś, kto był moim przewodnikiem po tym świecie.
– Przepraszam, zagalopowałam się, – odparła Sophie – sam rozumiesz, to było takie dziwne i niezwykłe, że uległam emocjom. Więc kto cię oprowadzał?
– Głową rodziny jest Arian, chociaż nie jestem pewien, czy tam występuje pojęcie głowy rodziny. No ale takim imieniem się przedstawił i to jest mężczyzna – zaczął Alex.
– Też występuje podział na płeć? Oni mają takie same imiona jakie występują u nas? – Sophie stała się wręcz generatorem pytań.
– Inaczej, to są odpowiedniki w naszym świecie. Arian, jak sam powiedział, długo się zastanawiał jak odnieść ich imiona, nazwy i pojęcia do naszego świata. Ja nie drążyłem tematu na jakiej podstawie to robił. Uznajmy, że zrobił i koniec. Więc Arian ma żonę Leah. Taka pisownia wyświetliła mi się na szybie hełmu przed oczami. Mają około czterysta lat, z czego od ponad dwustu są małżeństwem.
– Czyli u nich również występuje instytucja małżeństwa? Może jeszcze powiesz, że wyglądają jak my?
– To, jak sam Arian określił, podział na płeć jest bardzo powszechny w kosmosie. Jeżeli chodzi o wygląd zewnętrzny, to są podobni do ludzi tylko są niższego wzrostu, ale nie przeszkadzaj mi, bo jeszcze w tym natłoku coś zgubię i będzie problem. Pozwól mi to zrobić w mojej kolejności.
– OK – zgodziła się Sophie.
– Więc Arian i Leah mają dwoje dzieci, dwie córki: Amy i Eevi. Są w zbliżonym wieku i mają po około dwieście lat. Są jeszcze niezamężne.
– To jakieś stare panny?
– Sophie, miałaś nie przeszkadzać – Alex upomniał się o swoją uwagę.
– OK – Sophie podniosła ręce w geście przeprosin.
– Niestety nie miałem okazji poznać pań – kontynuował Alex. – Obie były w danej chwili nieobecne, były w pracy, jeżeli to tak można nazwać. Wybrały się na inną planetę pomóc zorganizować coś w rodzaju szkoły.
– Szkoda. Ciekawa jestem jak wyglądały. Czy widziałeś inne kobiety z tamtego świata? – zapytała.

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 21:03

– Widziałem, później przyszło kilku sąsiadów na takie drobne party w ogrodzie. To było dla nich niezwykle ważne, jak później powiedzieli.
– Ooo, to imprezka na całego – zażartowała.
– Wyobraź sobie, że każdy przyszedł z czymś, same lokalne smakołyki. Próbowałem kilku z nich. Smak jest niewyobrażalny, coś doskonałego. Jednak nie wszystkiego odważyłem się spróbować. Każda potrawa była specjalnie dla mnie scharakteryzowana, z czego i w jaki sposób jest zrobiona.
– Podawali ci przepis kulinarny?
– Tylko bardzo ogólny, że składniki są roślinne i całość jest gotowana. Innym razem składniki są pochodzenia zwierzęcego i proces uzyskania opiera się o formę fermentacji. Zdarzyło się, że coś wyglądało na tyle nieapetycznie, że nie odważyłem się. Dla nich był to ogromny przysmak. Ja wolałem nie ryzykować.
– Czyli ich pożywienie również jest roślinne i zwierzęce?
– Generalnie jest roślinne. Nawet mają coś co przypomina nasze piwo, z tym, że jest bardzo słabe, praktycznie bezalkoholowe. W sumie sympatyczne spotkanie. Sąsiedzi bardzo interesowali się naszą historią. Nie specjalizuję w dziejach ludzkości, więc trudno mi było odpowiedzieć na wiele pytań. Sądzę, że nawet specjaliści mieliby kłopoty, bo pytali o dziwne rzeczy.
– Możesz przytoczyć jakiś przykład?
– Pytali o dzieje bardzo odległe w czasie, nawet poprzedzające cywilizację egipską. Z ich słów wynikało, że gatunek ludzki żyje na Ziemi od milionów lat.
– Niewiarygodne. Zapisy na ścianach egipskich świątyń są uważane za najstarsze.
– Wyraziłem wręcz identyczną opinię, co skwitowali, że nie zaglądamy do właściwych kronik.
– Chcesz powiedzieć, że istnieją inne kroniki zawierające nasze dzieje? – zapytała Sophie, na co Alex jedynie mógł rozłożyć ręce w geście niewiedzy.
– Może się mylą? – próbowała dociekać Sophie.
– Nie potrafię ci na go pytanie odpowiedzieć.
– A mieli jakieś opinie dotyczące naszego rozwoju technologicznego?
– Wiesz, tak z perspektywy czasu, wydaje mi się, że oni coś wiedzą albo coś ukrywają. Znali wiele szczegółów dotyczących naszej cywilizacji. Rodzi się pytanie skąd taka wiedza? Może rzeczywiście śledzą nasze poczynania albo może chcieli zwrócić moją uwagę na pewne zdarzenia historyczne. To by się nawet kleiło, jeżeli przyjąć za prawdziwe ich stwierdzenie, że interesują się naszym rozwojem.
– Może – potwierdziła Sophie. – Wydarzyło się jeszcze coś ciekawego?
– Owszem, – odpowiedział Alex. – jedna sąsiedzka rodzina spodziewa się dziecka. Przyszła mama jest bardzo szczęśliwa, gdyż narodziny dzieci są dosyć rzadkim zjawiskiem. To u nich ważne wydarzenie, coś jak prawie wielkie święto.
– Doprawdy?
– Trochę rozmyślałem w tej kwestii. W naszej rzeczywistości masz przeciętny czas pokolenia wynoszący przykładowo około pięćdziesięciu lat. W tym czasie przeciętny człowiek dorasta, zakłada rodzinę i dochowuje się dzieci, które dorastają do wieku pozwalającego na usamodzielnienie się. W ich rzeczywistości odpowiednik tego czasu może wynosić przykładowo pół tysiąca lat. No to wybacz, ale pojawienie się przykładowo dwójki dzieci raz na tyle lat, to może być wielkim świętem.
– Rzeczywiście, nie pomyślałam o tym – przyznała Sophie.
– Pytałem jaka jest przeciętna długość ich życia – kontynuował Alex – i w odpowiedzi uzyskałem najbardziej dziwną odpowiedź na świecie. Arian mi odpowiedział, że jest to cecha bardzo indywidualna, to zależy od każdego człowieka. Przychodzi taki moment, że każdy uznaje, że już może pożegnać się z życiem i po prostu umiera.
– Że co? – mina Sophie mówiła sama za siebie. – Chcesz powiedzieć, że można żyć dowolnie długo?
– Zareagowałem identycznie, ale Arian wyjaśnił mi to. Decyzja o odejściu z tego świata należy do człowieka. Nie jest to żadne smutne wydarzenie tylko ważna decyzja podjęta indywidualnie przez każdego.
– No nie wiem, czy bym chciała żyć dowolnie długo. Człowiek pod koniec życia jest już schorowany i w jakimś stopniu niedołężny. To męczarnia i obciążenie dla rodziny. Pozostaje jeszcze kwestia śmiertelnych wypadków, których nie można przewidzieć. To mi się nie mieści w głowie.
– Ale oni nie chorują i nie sprawiają wrażenia niedołężnych.
– Rzeczywiście, to inny świat. Niewiarygodny i niepojętny – stwierdziła Sophie.
– Wracając do tematu, wszyscy sąsiedzi są podekscytowani faktem, że wkrótce nastąpią narodziny. Przyszła mama to oczko w głowie wszystkich, pytają o jej potrzeby, robią różne prezenty.
– U nas jest to nie do pojęcia.
– Teraz wróćmy do wątku rządu. Jak powiedziałem wcześniej nie istnieje taka instytucja w naszym rozumieniu, jednak coś podobnego występuje. Jest taka rada starszych. To istoty niezwykle mądre i doświadczone, które są władne podejmować ważne decyzje dotyczące nawet wszystkich mieszkańców. Ich ustalenia są natychmiast dostępne dla każdego, tak określił to Arian. Nie rozumiem w jaki sposób to się dzieje, bo nie zauważyłem tam żadnej telewizji ani prasy. U nas mamy rząd, którego zadaniem jest zarządzać i ustanawiać prawo. U nich nie ma prawa w naszym rozumieniu.
– Nie ma określonego co można robić a co jest zabronione? Brak jasnych przepisów może prowadzić do anarchii.
– Mają kilka reguł czy zasad, które są niezmienne od tysięcy lat, takich sugestii pozwalających na egzystowanie w ich społeczeństwie. Poza tym można robić wszystko.
– To brzmi jak przyzwolenie nawet na czyny zabronione. Nie boją się przykładowo napadów? – zapytała Sophie.
– O to samo zapytałem Ariana. Odpowiedział, że to jest nielogiczne i nie ma żadnego powodu, dla którego ktokolwiek miałby to zrobić. Wyjaśnił mi to, ja powtórzę na ile dobrze to zrozumiałem.
– To może trzeba było coś dopytać, jak nie wszystko było jasne – zaproponowała.
– Widzisz, nie chciałem wyjść na głupka, który nie kuma prostych, by się zdawało, rzeczy. Wyobraź sobie, że idziesz sobie uliczką i w jakiś sposób wiesz, że zza tego krzaka wyskoczy jakiś koleś i będzie czegoś od ciebie chciał. Ty o tym wiesz, więc jesteś przygotowana, nie dasz się zaskoczyć lub możesz zmienić drogę. Najdziwniejsze jest to, że ten gość w krzakach również wie o tym, że ty wiesz. Mało tego, o tym wiedzą wszyscy okoliczni sąsiedzi. Tego nie da się ukryć, więc taka akcja zaczyna tracić sens.
– Nie rozumiem, jak to wiedzą? – zdziwiła się Sophie.
– Nie pytaj mnie o takie rzeczy, jak oni to robią. Po prostu robią. Raz zapytałem. W odpowiedzi Arian mnie spytał, czy wiem jak się chodzi. Mówię mu, że jako maleńkie dziecko się nauczyłem i tak zostało, teraz to dzieje się automatycznie i nie zastanawiam się nad tym. Arian mi odpowiada, że tu jest tak samo. Nauczył się jako dziecko i tak już ma. Tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze.
– A jak spodoba mi się coś, co należy do kogoś. Nie mogę tego komuś zabrać? – drążyła tematykę Sophie.
– Taki mały napadzik rabunkowy? Widzę, że masz podobny tok rozumowania. Ja również zapytałem o to samo. Na co Arian odpowiada, że to jest nielogiczne. Prościej jest coś takiego zamówić i mieć własne.
– No ale jeżeli mimo wszystko, do czegoś takiego dojdzie, to co?
– Jeżeli napadający chce zobaczyć jak to jest, chce doświadczyć towarzyszących emocji, to spoko. Reszta społeczeństwa to zrozumie. Oni traktują każdą wiedzę jako coś bardzo szczególnego. Jednak nie każdy lubi występować w roli królika doświadczalnego, więc może nie mieć ochoty brać udziału w takim eksperymencie. To też jest zrozumiałe. Jeżeli doszło do takiego zdarzenia i najdzie cię refleksja, że to do czego doszło nie jest właściwe, możesz liczyć na wyrozumiałość i jest po balu.
– A jak ktoś jest mało wyrozumiały i czuje się pokrzywdzony?
– To może wnieść skargę do rady starszych i wtedy występują określone konsekwencje.
– Czyli ta rada starszych występuje w roli sędziów, a mówiłeś, że nie ma sądów.
– Rada nie osądza a jedynie potwierdzi to co już sama wiesz, że to co zrobiłaś nie jest zgodne z obowiązującymi regułami i poprosi cię o samoukaranie się.
– A jeżeli nie podporządkuję się temu stwierdzeniu, to co, jest wyższa instancja?
– Decyzja rady jest niepodważalna i sprawiedliwa, do bólu.
– Chcesz powiedzieć, że się nie mylą?
– O to samo zapytałem Ariana, na co odpowiedział, że nie zdarza się, by rada się pomyliła. Nikt tego nie kwestionuje. Jak zrobisz coś niewłaściwego, to wiesz o tym.
– To można trochę naściemniać przed radą i wykręcić się sianem? – zapytała Sophie.
– O ile dobrze zrozumiałem Ariana, to nie da się. Rada doskonale wie co i dlaczego zrobiłaś, również wie, że ściemniasz.
– I nie pomogą jakieś znajomości?
– Nie występuje coś takiego jak znajomości. Rada jest obiektywna. Narozrabiasz, bierzesz wszystko na klatę.
– A jak coś jest na pograniczu, to w końcu jest kwestia interpretacji?
– Nie wiem, ale z pewnością jest to jakoś rozegrane. Mają kilka tych swoich zasad i się ich trzymają.
– Kilka? U nas kodeks prawny to gruba księga.
– Te zasady są bardzo ogólne, raczej przypominają przykazania znane ludzkości od zawsze.
– Na przykład jakie?
– Nikt nie jest niczyją własnością, każdy jest indywidualną istotą.
– To ma trochę taki wydźwięk negujący niewolnictwo. Na szczęście problem niewolnictwa u nas już został rozwiązany.
– Jak to usłyszałem, to zrodziła mi się podobna refleksja i moja reakcja była zbieżna z twoją. Arian mówił, że oni obserwują rozwój ludzkości od dawna i problem niewolnictwa u nas kwitnie w najlepsze. Również – Aleks gestem ręki powstrzymał reakcję Sophie, która już chciała coś powiedzieć – nie widzę, by ludzie mieli swoich panów i pracowali wbrew swojej woli na ich rzecz, lecz on jedynie stwierdził, że mam zamknięte oczy i nie widzę. Próbowałem się dowiedzieć, co miał na myśli, ale nie dało się. Inną zasadą, której się trzymają to coś co można określić jako: co dajesz, to dostajesz w zamian.
Na twarzy Alexa wymalował się wyraz zdziwienia i zaskoczenia własnymi słowami.
– Coś się stało? – zapytała Sophie, która dostrzegła zmianę.
– Nic, nagle uświadomiłem sobie coś. Może to i głupie, co powiem, ale wymawiając poprzednią myśl nagle przyszło mi do głowy takie wspomnienie. Tak zastanawiałem się pierwszej nocy, że chciałbym mieć ze sobą jakiś dowód potwierdzający kontakt, jakąś pamiątkę. To musiało być coś z ich technologii. Jeszcze w trakcie lądowania komputer wyświetlił mi informację, że nie mogę zabrać z planety żadnych przedmiotów. Arian jak pokazywał swój dom, zaprowadził również do pomieszczenia pełniącego rolę biblioteki. Miał tam kilkaset tysięcy książek, ale ich książki raczej przypominają płyty DVD z tą różnicą, że są bardzo cienkie. Tak sobie pomyślałem, że jakby zginęła jedna lub dwie książki, to by nawet nie zauważył. W sumie nie zrealizowałem swego planu, ale pokusa trwała cały czas i była silna. Mieszkałem w takim domku w ogrodzie. Był wysłany od wewnątrz podobną folią jak kombinezon. Do snu musiałem się rozebrać, umyć. Folia zapewne uszczelniała domek i utrzymywała właściwy skład chemiczny powietrza. Jeszcze pierwszego wieczoru, Arian odprowadzając mnie do tego domku powiedział bym uważał na głowę. Oni są niższego wzrostu, więc i drzwi są niższe. Sądziłem, że zwraca mi uwagę bym się pochylił, bo rzeczywiście są o kilka centymetrów mniejsze w porównaniu do mego wzrostu. Uważałem, nic się nie stało. Ostatniego dnia na kilka godzin przed odlotem spacerowaliśmy po jego ogrodzie w części rekreacyjnej. Ma tam takie niewielkie wzniesienie, do którego wchodzi się po małych schodkach, raptem kilka schodków wyłożonych kamieniami. W połowie drogi chyba źle stanąłem, straciłem równowagę i poleciałem w dół. Nie było barierki, więc nie było czego się złapać. Uderzyłem głową w pień drzewa i nabiłem sobie niezłego guza na czubku głowy. Można nawet uznać, że mam pamiątkę z kontaktu, bo bolało przez jakiś czas. Kombinezon jest usztywniany jedynie w części twarzowej, w pozostałej jest elastyczny podobny do naszego ubrania, toteż nie chroni przed uderzeniem. Arian oczywiście pośpieszył mi z pomocą. A co, jeżeli on wiedział o moich zamiarach? Mimo to pospieszył z pomocą?
– Mówiłeś mu o tym, zrobiłeś jakąkolwiek sugestię? – zapytała Sophie.
– No proszę cię, żarty się ciebie trzymają? – sprzeciwił się Alex i dodał po chwili. – To bez sensu, walnąłem głupotę.
– Jeszcze są jakieś zasady pełniące rolę kodeksu postępowania? – zapytała Sophie.
– Właściwie to wszystko sprowadza się do prostego stwierdzenia: masz to, na co zapracujesz. Nie bardzo to rozumiem. Na Ziemi niektórzy całe życie pracują by coś osiągnąć. Są tacy, co nic nie muszą robić i mają wszystko. Może to działa tylko w ich świecie.
– Może. Wystarczy urodzić się we właściwej rodzinie, by opływać we wszelkie dostatki – zauważyła Sophie.
– Chcę jeszcze wrócić do wcześniejszego wątku. – Sophie zrobiła mały łyczek z kieliszka – Jeżeli do życia potrzebuję czegoś, – przez chwilę szukała odpowiedniego określenia – przykładowo komputera do pracy. Nie mam tyle kasy by kupić, zostaje forma pozyskania siłą – mówiąc to rękoma nakreśliła w powietrzu znaki cudzysłowu.
– Tu dochodzimy do kolejnego paradoksu. U nich nie ma kasy.
– To czym płacą? W naturze? – zażartowała.
– Niczym. Po prostu składają zamówienie i jakiś robot to dostarcza.
– No super. I tak można wszystko?
– Wszystko. O ile mogłem się zorientować, to nie było żadnych ograniczeń.
– To mogę przykładowo co godzinę poprosić o butelkę koniaku?
– A jesteś w stanie tyle wypić? – zapytał Alex.
– Chyba nie.
– To po co ci zapas?
– No to jest logiczne. Rozumiem, że domy też mają za darmo? To można mieć kilka, do mieszkania i do wypoczynku. Powiedziałeś, że panie pojechały gdzieś do pracy, jak wrócą, to będą chciały odpocząć – rozważała Sophie.
– Czy jesteś w stanie mieszkać w dwóch domach jednocześnie?
– Nie bardzo.
– To po co ci drugi dom?
– No tak. Z tego co mówisz, to wiodą super życie. Nic nie muszą robić i wszystko dostają od państwa za darmo.
– Nie mają państwa, więc to nie państwo daje. Oni raczej wspierają się wzajemnie. Masz jakikolwiek problem, to możesz liczyć na sąsiedzką pomoc.
– A powiedz mi, jak długo gościłeś u Ariana? – zapytała Sophie.
– Jakby ci to powiedzieć... – zastanawiał się Alex – z grubsza odczuwasz upływ czasu. Rozumiem, że jak jesteś czymś pochłonięta, to czas leci szybciej. Jak się nudzisz, to znowu czas się dłuży. Jednak w jakichś granicach można określić, że coś zajmuje ci określoną ilość czasu. Odnosząc się do ichniego słońca, to moja wizyta trwała trzy doby. Jak wróciłem na swój statek, to mnie nie było trzy miesiące. Tak twierdzi komputer pokładowy. Zarejestrowana różnica czasu między otwarciem włazu by wyjść, a otwarciem włazu by wrócić wynosi trzy miesiące.
– Niesamowite – zdziwiła się Sophie.
– Mnie też to nie mieści się w głowie. Nie odczuwasz innego upływu czasu. By opróżnić swój kieliszek zapewne wystarczy ci godzina czasu. Masz jakąś świadomość zmian. Gdyby to trwało trzydzieści godzin to być to zauważyła?
– No jasne – zgodziła się Sophie.
– Trzy dni w stosunku do trzech miesięcy to jak jeden do trzydziestu. Jeżeli Arian ma czterysta ichnich lat, to na Ziemi minęło kilkanaście tysięcy. Teraz wyobraź sobie, że ma taką doskonałą lunetę i może sobie przez nią popatrzeć na nas. Zdajesz sobie sprawę, że może być świadkiem budowy piramid egipskich?
– Ale jaja – wyrwało się Sophie.
– Pamiętasz jak wspomniałem, że pozostali członkowie rodziny wyjechali do pracy?
– No przypominam sobie.
– Jeżeli te szacunki czasowe są prawdziwe, to można przeżyć szok. Ja zapytałem Ariana jak długo trwa ta ich nieobecność. Powiedział, że najpierw wyjechały córki, potem żona. Rozłąka trwa już trzy lata. Trzy ichnie lata – powiedział Alex wyraźnie akcentując liczbę – to znaczy prawie sto lat na Ziemi. Wyobrażasz sobie nie widzieć rodziny przez sto lat?
– Ja mam problemy z trzema dniami, a co dopiero sto lat. I co, Arian się zgodził na taką rozłąkę, nie mógł się sprzeciwić albo pojechać razem?
– Taka była decyzja, zarówno jego jak i pozostałej części rodziny. Przed moim odlotem powiedział, że za kilka dni poleci po panie i je przywiezie.
– To nie może poczekać już tych kilka dni, tyle czasu minęło, czy te kilka dni sprawi różnicę?

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » niedziela 15 sie 2021, 21:45

– Również o to go zapytałem, – odparł Alex – ale powiedział, że taka jest jego decyzja. Leci i wraca z nimi.
– Może się w końcu wkurzył długą rozłąką i leci, by powiedzieć paniom co o tym myśli – spekulowała Sophie.
– Też przyszło mi to do głowy, nawet chciałem zapytać, ale w porę ugryzłem się w język. Więcej tematu nie drążyłem. W końcu to nie moje sprawy.
– Jasne. Wspomniałeś, że panie pracują w szkole lub czymś podobnym. Czy poznałeś ich system edukacyjny? – zapytała.
– Owszem i tu przeżyłem kolejny szok – odparł Alex.
– Możesz rozwinąć myśl?
– U nich nie ma szkół w naszym rozumieniu. Nie znaczy, że się nie uczą. Tak naprawdę, nauka trwa całe życie.
– To jak jest, przecież powiedziałeś, że panie organizują coś na kształt placówki edukacyjnej. Chyba, że coś źle zrozumiałam?
– Tej tematyce poświęciłem sporo czasu. Arian starał się mi wyjaśnić ich metodologię. Jest coś takiego jak szkoła ale nie ma w niej nauczycieli, nie ma klas i narzuconego programu, nie ma stopni.
– Nie ma stopni? To na jakiej zasadzie odbywa się promocja do następnej klasy? – zapytała Sophie.
– Sądzę, że w ich systemie edukacyjnym to nie ma sensu. Naturalną cechą jest chęć zdobywania wiedzy. Jeżeli ty specjalizujesz się w dziennikarstwie, to wiesz wszystko na temat przykładowo psychologii informacji. Tak się mi wydaje, zgaduję.
– No mniej więcej tak jest.
– Więc sama ciągle drążysz temat. Od ukończenia studiów trochę się zmieniło w twojej profesji, więc indywidualnie nadążasz na nowościami. Przecież z tego powodu nie zdajesz żadnych egzaminów i nie potrzebujesz jakiegokolwiek zaświadczenia, że podążasz na trendami.
– No tak – przyznała.
– Nie sądzisz, że pasuje to do ichniego modelu nauczania?
– No jak się zastanowić, to coś w tym jest.
– Oni mają podobnie, bez niepotrzebnej napinki robisz swoje. Z niewolnika nie ma robotnika. Robisz to co cię interesuje.
– Ale nie rozumiem, jak szkoła może istnieć bez nauczycieli?
– Są nauczyciele, ale tacy trochę inni, pełnią inną funkcję. Można nazwać ich przewodnikami. Każdy adept, bo nie wiem czy można nazwać go uczniem, ma jakieś potrzeby, chce poznać określoną dziedzinę wiedzy. Poznaje tylko to, co go interesuje.
– Fajnie mają, ja w szkole nie znosiłam matematyki a musiałam się jej uczyć.
– Ja z kolei nie przepadałem za biologią. Jakoś mało mnie interesowała budowa komórki i temu podobne dyrdymały. W życiu do niczego nie była mi potrzebna wiedza dotycząca przykładowo genetyki.
– No ale to czego człowiek się uczy w jakiś sposób determinuje jego późniejszy zawód. Trudno wymagać, by lekarz nagle przekwalifikował się na inżyniera – stwierdziła Sophie.
– Ale z drugiej strony, jakoś podświadomie każdy wie, co chce robić. Ja od najdawniejszych czasów wiedziałem, że chcę podróżować w kosmosie.
– A wiesz, coś w tym jest. Od najmłodszych lat pociągała mnie literatura. Nawet jako nastolatka pisałam opowiadania.
– Zapewne mają podobnie. Zaczynasz samodzielnie i jak natrafiasz na coś trudnego, to prosisz takiego przewodnika o pomoc. Jego zadaniem jest zachęcić, zainteresować. Tak trochę z mego podwórka, przykładowo interesuje cię problematyka inżynierska. Chcesz coś zbudować, więc musisz zapoznać się z fizyką. By zrozumieć fizykę, przydatna jest matematyka, której jak przed chwilą powiedziałaś, nie specjalnie lubisz. Wszystko ze sobą się zazębia.
– No i wszystko im tak gładko wychodzi?
– Skąd że znowu. Co chwila natrafiasz na jakiś problem, którego rozwiązania szukasz sama. Jak masz problemy, to prosisz mistrza o pomoc. On ci tylko wskaże możliwe rozwiązania.
– Nie rozumiem. Niech będzie, że budujesz dom i nie wiesz jak policzyć, czy on się nie zawali. Idziesz do mistrza i pytasz jak to policzyć?
– Dokładnie. Mistrz cię wysłucha i powie, że taki problem jest rozwiązany w takiej, takiej i takiej książce. Możesz sobie sama zapoznać się z tymi pracami. Ewentualnie wymyślić własną metodę weryfikacji i ją opublikować.
– A jak się mylisz, jak jesteś w błędnym przekonaniu o własnej słuszności?
– Zawsze można to zweryfikować empirycznie. Podyskutować z innymi, nawet z przewodnikiem, który ma również ogromną wiedzę w temacie. Nie uważają się za wszystkowiedzących. Jeżeli twoja teoria się obroni, to zostaje udostępniona wszystkim zainteresowanym.
– Chcesz powiedzieć, że można zbudować model i go badać?
– To może być nawet dobra koncepcja. Daje to możliwość wycofania błędnych decyzji i koncepcji. Do finalnego powstania jest możliwość cofnięcia każdego błędu.
– No ale to chyba nie dotyczy początkujących, to już wymaga zaawansowanej wiedzy.
– Rzeczywiście, to można porównać do naszych ośrodków naukowo-badawczych. To przede wszystkim oni przesuwają granicę naszego poznania.
– Jednak podstawy trzeba jakoś wymusić na uczniach.
– Taka jest rola tych przewodników. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Zamiast zgłębiać tajniki wiedzy inżynierskiej możesz wziąć leżaczek i leniuchować na słońcu. Koledzy zbudowali jakiegoś robocika i nakręcają się zabawką, dyskutują, wymyślają nowe warianty. Ty dalej leniuchujesz na leżaczku. Długo tak wytrzymasz?
– Długo, mogę z książką w ręku tak całe życie.
– Po pierwsze z książką w ręku, to już jest nauka. Czytając książkę zdobywasz wiedzę.
– A jak to książka z gatunku literatury pięknej, nie mająca nic wspólnego z dywagacjami naukowymi?
– Zawsze można to rozpatrywać w kategorii historii przeżywanej przez głównego bohatera. Można zastanowić się co by było gdyby opisywana historia dotyczyła ciebie, co byś zrobiła na miejscu bohatera. To trochę wiedza psychologiczna.
– No trochę naciągana interpretacja, ale ma to jakiś sens – zauważyła Sophie.
– A po drugie, – kontynuował Alex – mnie to by coś strzeliło już po pierwszym dniu nieróbstwa.
– Szczerze, to mnie też – przyznała Sophie – skoro nie można czytać książek.
– Więc twój nauczyciel sprowokuje cię być podeszła i zapytała: co fajnego robisz? On ci odpowie, że buduje coś i ma problem, który możesz pomóc mu rozwiązać, że trzeba zrobić to a to. Finalnie wkręci cię w coś i nawet nie zauważysz kiedy to nastąpiło. Taka metoda drobnych kroczków i po jakimś czasie stajesz się samodzielna w doborze wiedzy, która cię interesuje.
– A powiedz mi, jak długo trwa taka swobodna nauka?
– Tak po prawdzie, to całe życie, jednak tak przeciętnie to jakieś sto ichnich lat. Po pewnym czasie taki nauczyciel przestaje być ci potrzebny. Przenosisz się na własne podwórko i dalej tworzysz. Możesz zbudować sobie dom, założyć ogród i posadzić drzewa. Sama stajesz się sobie sterem i okrętem.
– Rozumiem, w przypadku nauk humanistycznych wystarczy właściwie biurko i duża biblioteka. Jednak w przypadku profesji o charakterze technicznym to konieczne są jakieś pracownie.
– Dokładnie tak. Arian wtedy zajmował się pewnym rodzajem elektryczności. Na swej posesji miał potrzebne zaplecze warsztatowe. Dysponował narzędziami niezbędnymi do realizacji swojego projektu.
– A wiesz dokładniej czym się zajmował?
– Mówił o jakichś generatorach energii. Próbował nawet podać fizyczne podstawy, ale to przekraczało moje rozumienie praw fizyki. Wtedy przy okazji powiedział coś bardzo dziwnego, co utkwiło mi w pamięci. Skorzystał z nieobecności domowników i zaangażował się w te badania. Powiedział, że to jest trochę niebezpieczne dla pań, gdyż genetycznie nie są odporne na pola jakie generuje ta maszyneria.
– To było coś z zakresu energii atomowej? – zapytała Sophie. – No bo co innego może być niebezpieczne?
– To było związane z polem elektrycznym i magnetycznym. Jest to dla mnie dziwne, bo jak można być uczulonym na pole elektryczne lub magnetyczne. Najbardziej dziwne było to, że jak sam powiedział, dokonał zmian w swoim DNA, by się uodpornić na te pola. No może w wieku szkolnym trzeba było się przyłożyć do biologii, to może bym coś z tego zrozumiał. A tak to jest jakaś czarna magia. Jak to czasami dziwnie się zdarza, że wszystko w jakimś momencie stanie się potrzebne. Trochę mnie zdziwiło, że można dostać uszczerbku od trzymania magnesu w rękach, ale on powiedział, że to są zmienne pola o dużej częstotliwości.
– Zmiany kodu DNA? – zdziwiła się Sophie.
– Nie pytaj mnie o szczegóły, sam ledwo to pojmuję.
– Właśnie sobie coś uświadomiłam, – zauważyła Sophie – że przyjmując twój przelicznik, to oni chodzą do szkoły przez kilka wieków. Po takim czasie, to książek można się nauczyć na pamięć.
– Może w tym kryje się ich potencjał technologiczny. Na Ziemi nauka trwa jakieś dwadzieścia lat i dalej jest okres aktywności zawodowej, który trwa jakieś czterdzieści lat. Na koniec jesteś emerytem. Co można stworzyć w tak krótkim czasie? Przy takiej dysproporcji czasowej, to ludzie stoją na przegranej pozycji. Zawsze będą bez szans w konfrontacji.
– No coś o tym wiem. Firmy typu korporacyjnego są zaprogramowane na jeden cel jakim jest osiągnięcie sukcesu. Dobrze wiemy, jakim kosztem się to odbywa. Często presja czasowa i presja zadaniowa jest nie do wytrzymania a oni mają luzik, spokojnie i bez pośpiechu robią swoje, robią to co lubią. To, jak wiadomo wymaga czasu, którego my nie mamy.
– No widzisz, wystarczy zmienić punkt widzenia. Sami o sobie mówią, że jak coś jest w gwiazdach zapisane, że ma się udać, to się uda. Tylko trzeba się do tego przyłożyć, a nie czekać aż się samo zrobi.
– Łatwo powiedzieć gorzej zrobić. A jak ktoś nie ma inklinacji inżynierskich i nie potrafi zbudować sobie domu, to co?
– Zawsze możesz poprosić o wsparcie innych.
– Czy zwiedzałeś ich planetę, tak w sensie turystycznym? – Sophie zmieniła temat rozmowy.
– Było mało czasu, ale pytałem Ariana o takie rzeczy. Mówił, że również mają morza i góry. Te elementy są niezbędne dla planety, by ona również mogła egzystować. Podobną funkcję spełniają lasy. Jak to sam określił, lasy to są płuca planety. Mają nawet pory roku.
– To brzmi tak, jakbyś chciał powiedzieć, że planeta jest organizmem?
– To twoje słowa. Jednak, przypominam sobie, że Arian kiedyś powiedział, że cały kosmos tętni życiem. Tylko jakoś tego nie widać.
– Może jeszcze nie dotarliśmy do zamieszkałych stref?
– Może, – westchnął Alex – chociaż istnieje w fizyce kwantowej pojęcie narodzin gwiazdy, jej życia i śmierci, jak już zużyje zapasy wodoru w procesach syntezy termojądrowej. No ale gwiazda jest materią nieożywianą.
– Poza tym to proces trwający miliardy lat – zauważyła Sophie.
– No właśnie, ale z drugiej strony, czy komuś się śpieszy?
– Taaak, to zupełnie obcy świat.
– W końcu nadszedł czas powrotu. Arian podziękował, że zgodziłem się być jego gościem.
– Zaraz, zaraz – wtrąciła Sophie – miałeś jakieś inne oferty do wyboru?
– Ciągle mi przerywasz – zauważył Alex. – Nie bardzo to zrozumiałem, ale Arian powiedział, że sam wybrałem udział w tej misji. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek taka misja była rozpatrywana.
– To, że znalazłeś się tam wtedy, to nie był przypadek?
– Właśnie, przypomniałem sobie słowa Ariana. Mówił, że wszystko jest zawarte w kodzie DNA. Wszystko, nie tylko cechy fizyczne, ale również cechy emocjonalne.
– Przecież jest udowodnione, że dzieci rodziców o dużym współczynniku inteligencji również są inteligentne.
– To ja wiem, ale odniosłem wrażenie, że mówił o czymś innym. Tak jakby w DNA jest zawarty plan życia. Nawet użył takiego sformułowania: kontrakt życia.
– Kontrakt? W sensie prawnym? – zdziwiła się Sophie. – Jeszcze może powiesz, że można go renegocjować, jak ci nie odpowiada?
– No właśnie, w tym wszystkim najwięcej jest znaków zapytania. Gdy odlatywałem, powiedział, że bez problemów wrócę do domu. Mój statek ma wprowadzone współrzędne, gdzie się znajduje, toteż dalsza droga już jest prosta. I rzeczywiście, to co powiedział okazało się prawdą, wszystko było zapisane w pamięci.
– Czyli można tam wrócić z większą delegacją?
– No, nie można. Odnoszę wrażenie, że bez ich zgody, takiego swoistego zaproszenia, nie da się tam dostać. Jak wyjaśnił, te ogromne statki pełnią rolę straży, która nie dopuści, by ktoś niepowołany dostał się do ich strefy. Również z tego powodu używałem ich skafandrów by nie przemycić do ich świata nawet bakterii. Mówił, że nie ma znaczenia, czy zrobię to świadomie czy nieświadomie, ale to zanieczyszcza świat. Mogłem zawlec do ich jakiś ziemski syf. Poza tym ich atmosfera ma inny skład chemiczny, jest więcej tlenu. Ja nie mogłem oddychać ich powietrzem bo by doszło do zbyt gwałtownych przemian energetycznych w komórkach i to by mi zaszkodziło. Ich organizmy działają na wyższym poziomie energetycznym.
– A to nie jest tak, że organizm weźmie tyle tlenu ile potrzebuje?
– Nie wiem jak to jest, ale mogę ci powiedzieć, czego sam doświadczam. Astronauci to są specjalnie wyselekcjonowani ludzie, muszą mieć dobre zdrowie i kondycję zarówno fizyczną jak i psychiczną. Przechodzimy treningi kondycyjne. Po takim gwałtownym wysiłku fizycznym organizm sam zwiększa szybkość oddychania. Takie szybkie i głębokie oddechy mogą prowadzić do czegoś, co medycyna nazywa hiperwentylacją. Jednym z jej objawów, jest to, że robi ci się słabo, kręci się w głowie, oblewasz się zimnym potem. Możliwe są nawet omdlenia. W takiej sytuacji należy świadomie zmniejszyć częstotliwość oddechów.
– A to da się zrobić?
– Da się. Wymaga to pewnego treningu, ale jest to możliwe. No, ale wracając do tematu, w świetle tych wszystkich wydarzeń muszę stwierdzić, że Arian mówił prawdę. Drogę powrotną odbyłem dokładnie identycznie. Lądownik zawiózł mnie na orbitę, gdzie ta sama kapsuła dowiozła mnie do mojego statku. Kapsuła była ta sama, bo znajdował się w niej mój kombinezon, który ponownie ubrałem zostawiając używany dotychczas. Przyznam, że korciło mnie by zrobić sobie jakąś pamiątkę, ale przypomniałem słowa, że nie mogę nic zabrać ze sobą. Jak znalazłem się na swoim statku, to zameldowałem do bazy o zaistniałych zdarzeniach. Otrzymałem polecenie, by pozostać na miejscu. Dosyć szybko dotarły w to miejsce dwa nasze krążowniki galaktyczne. Jakiekolwiek próby nawiązania połączenia nie doszły do skutku, panowała cisza. Dowództwo podjęło próbę wejścia na orbitę planety, ale zakończyła się ona niepowiedzeniem.
– Czy doszło do potyczki, w której dostaliśmy łupnia? – zapytała Sophie.
– Nie, żadnej agresji z ich strony. To sprawiało wrażenie jakby ich układ planetarny był otoczony przezroczystą powłoką, której nie dało się przebić. Lecący statek był wyhamowany i odrzucony do tyłu. Strzelanie z broni laserowej również było bezskuteczne, by nie powiedzieć szkodliwe.
– Dlaczego, odpowiedzieli ogniem?
– Nie, powłoka zachowała się jak lustro i odbiła całą energię. Dostaliśmy sami z własnej broni, sami sobie zaszkodziliśmy, nie obyło się bez strat i uszkodzeń. Nawet próby strzelania pod takim kątem, by promień odbity nie trafił w nas samych skończyły się porażką. Widzę jedynie taką możliwość, że powłoka w jakiś inteligentny sposób modyfikowała siebie, by promień odbity zawsze trafiał w nas samych. Straciliśmy jeden krążownik, by nie powiedzieć, że sami go sobie uszkodziliśmy do tego stopnia, że nie nadawał się nawet do holowania. Właściwie to najbardziej zaszkodziliśmy sami sobie. Kapitan tego uszkodzonego statku mówił, że najbardziej boli, jak dostaje się od swoich.
– Nie czujesz się wybrańcem, skoro dane było ci obcować z mieszkańcami innej planety?
– No nie żartuj sobie ze mnie, – odparł – to nie jest śmieszne. Teraz z perspektywy czasu to jedna rzecz mnie nurtuje. Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego ja, dlaczego to mnie spotkało? Wiesz, kiedyś Arian powiedział, że mam pewne cechy zapisane w DNA, które są inne niż u innych. Może gdyby nie te specyficzne kombinacje zapisane w kodzie genetycznym, to również odwiedziny planety byłyby poza zasięgiem. Powiedział, że jest więcej ludzi, którzy mają podobne cechy. Podzieliłem się tą sugestią z dowództwem, toteż jeszcze na miejscu zostały zrobione szczegółowe badania. Mówiąc żartobliwie, trochę krwi mi utoczyli i nic. Nie wykryto nic nadzwyczajnego. Po badaniach DNA i złożeniu szczegółowego raportu, mogłem wracać na Ziemię. Drugi krążownik tam został. Co kombinują, to jest owiane tajemnicą.
– Może próbują dojść do jakiegoś konsensusu? Skoro są tak mocno zaawansowani technologicznie, to mogliby zdradzić parę sekretów. Może to jakaś ściema z ich strony z tym DNA – Sophie czasami generowała więcej pytań niż można uzyskać odpowiedzi.
– Sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony to wszystko wymyka się pojmowaniu. Z drugiej strony przebieg jest zapisany w kronikach pokładowych, można go odtworzyć. Nawet jest film jak sami rozwaliliśmy własny krążownik.
– Można go obejrzeć? – zainteresowała się Sophie.
– Po wylądowaniu mój zleceniodawca położył na tym łapę i utajnił.
– Szkoda – westchnęła.
– A może to wszystko mi się przyśniło lub jest wymysłem wyobraźni? – zastanowił się Alex. – Nie ma żadnych materialnych dowodów na moje słowa, tylko moja własna relacja. Oczywiście poza tym, że podałem położenie w kosmosie i teraz ktoś się kłopocze by tam się dostać.
– Może – przytaknęła Sophie.
– Wiesz, Arian coś mówił o wyobraźni, że to potężne narzędzie, tylko nie rozumiem jak to działa.
– Widocznie musimy się jeszcze dużo nauczyć sami. Powiedz mi jeszcze, czy chciałbyś tam jeszcze wrócić?
– To trudne pytanie. Zamieszkać tam na stałe, to czułbym się jak jaskiniowiec wyrwany siłą ze swojej epoki i przeniesiony do naszych czasów. Czuć się wyobcowanym w jakimś świecie, którego nie rozumiem, to nie jest dobry pomysł. Można by ewentualnie adaptować się do ich świata, ale to wymaga dużo czasu, pracy i nauki. Ja już czuję się coraz bardziej zmęczony i chciałbym odpocząć. Ile zostało mi życia? Nawet niech będzie małe kilkadziesiąt lat, w ich świecie to może być mniej niż rok.
– No chyba, że ci usuną datę śmierci – zażartowała Sophie.
– Jedyny powód jaki mogę teraz podać, to chciałbym sam się przekonać, czy rodzina Ariana bezpiecznie wróciła do domu, porozmawiać z nimi, poznać motywację ich działań. Sądząc po słowach Ariana i po upływie czasu, aktualnie powinni być już w komplecie. Może warto wyjść na zewnątrz i pomachać do nich, a nuż podglądają nas przez lunetę – zażartował Alex.
– Powiedziałeś, że w końcu poznałeś swoje położenie. Możesz zdradzić, gdzie to było, jeżeli nie jest to tajemnicą? – zapytała Sophie.
– Nie jest to tajemnica. To było w systemie gwiazdy Syriusz.
– A to ciekawe, – zauważyła Sophie – popatrz, jak to się dziwnie splata. Z tą gwiazdą w starożytnym Egipcie kojarzona była właśnie Izyda. Egipcjanie przykładali wielką uwagę Izydzie i Ozyrysowi, swoich bogów życia pozagrobowego i odrodzenia. Wierzyli w złoty wiek, jaki istniał za ich panowania. To oni stworzyli pierwszą wiedzę, cywilizację, nauczyli ludzi rzemiosła, uprawy roli i medycyny.
– Nie wiedziałem, – przyznał Alex – ale chyba nie chcesz powiedzieć, że to ma ze sobą coś wspólnego?
– Chciałam jedynie zauważyć, że zatoczyliśmy wielkie koło. Zaczęliśmy od wątku Izydy i zakończyliśmy wątkiem Izydy.
– No popatrz, jaka ta historia jest przewrotna. Może jeszcze mamy odtworzyć kulturę, wierzenia i świątynie egipskie? – zażartował Alex.
– Można rzec, że to się nawet filozofom nie śniło. Jednak, tak słuchając twojej relacji, nieodparcie nasuwa się myśl, że na Ziemi ten system by się nie przyjął. Jest zbyt utopijny.
– Zapewne, widocznie do wszystkiego trzeba dorosnąć.





* * *
KONIEC

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse

Awatar użytkownika
gaweł
Geek
Geek
Posty: 1260
Rejestracja: wtorek 24 sty 2017, 22:05
Lokalizacja: Białystok

Re: [Historia] Raczej historyjka.

Postautor: gaweł » poniedziałek 16 sie 2021, 15:27

Zegar pisze: :arrow: shortWaves.pdf
Mile widziane dopisanie ciągu dalszego.


Zapraszam do współpracy, współdziałania...

Prawdziwe słowa nie są przyjemne. Przyjemne słowa nie są prawdziwe.
Lao Tse


Wróć do „Hyde Park”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość