Troszkę zabrało mi czasu i prawdę mówiąc zastanawiałem się czy odpisywać na ostatni Twój post Gaweł - raz, że to w zasadzie -jak już wspomniałem- lekki off-top, dwa czy warto odpisywać, ale odpiszę przede wszystkim dlatego, żeby wyjaśnić pewne absolutnie podstawowe sprawy (widziane oczywiście z mojej strony, moim zdaniem etc.). Skoro napisałeś pewne sprawy publicznie - to i ja publicznie odpowiadam. Poza tym z mojego punktu widzenia istnieje obawa, że ja coś źle zrozumiałem (z tego co napisałeś w ostatnim poście), źle odebrałem, lub -nie daj Boże- obraziłem Cię lub Kogoś, więc w kwestii pewnego sprostowania:
gaweł pisze:Punktów jest więcej, ale najbardziej istotne są dwa punkty: nie oceniaj postępowania innych i nie zmuszaj innych do własnych wizji, koncepcji, zdania itp. Dotyczy to słów, uczynków i myśli. Te koncepcje są ogólnie znane w filozofii. O ile słowa i uczynki jakoś można zrozumieć, to najbardziej kontrowersyjne są myśli. Element najmniej doceniany a jednocześnie najbardziej istotny. Wystarczy, że ktoś pomyśli: jak gaweł może takie głupoty pie...olić. Warto się rozejrzeć za poduszką na du...ę, by mniej bolało. Od czasu gdy trzymam się tego, świat mi się zmienia na lepsze.
Umknęło mi, lub -niecelowo i zbyt nieopatrznie- nie zauważyłem gdzie (być może) zmuszam innych do swoich wizji? Nigdzie nie zmuszam. Jeśli Ty Gaweł lub Ktoś tak twierdzi to jakaś bzdura i nic poza tym. Z drugiej strony sam po wielokroć stwierdziłeś, że każdy ma prawo mieć własne zdanie. Jak to rozumieć w kontekście innych Twoich wypowiedzi, tzn. z jednej strony zarzekasz się, że Ktoś ma prawo mieć własne zdanie, z drugiej jesteś na tyle wyczulony, że denerwuje Cię sam fakt rozpatrywania spraw w myślach?
Nie wiem jak inni, ale ja nie mogę zagwarantować tego, że moje myśli będę stały na baczność jak w północnokoreańskim wojsku
bo zwyczajnie uważam, że nie zawsze da się to zrobić.. Innymi słowy chcę zapewnić Ciebie Gaweł i innych -jakby się kto pytał- że to co sobie myślę, rozmyślam to MOJA sprawa i wara komukolwiek do tego.
CO INNEGO kiedy swoje myśli zamierzam uzewnętrznić... Wówczas wypowiadając się staram się bardzo uważnie dobierać słowa, ale... -errare humanum est- ...czasem nieopatrznie coś "chlapnę" - TYLKO, ŻE wtedy zawsze proszę, żeby mi to wytknięto wprost, a nie robiono z tego jakąś intrygę i niedomówienia. A co do poduszki... Hmm.. Używam bardzo wygodnego fotela - może być? Jest bardziej praktyczny. A gdyby ból d..y występował dalej to może lepiej stosować popularną maść na ból d..y z naparem z rumianku dla lepszego wchłaniania? hmm?
Osobiście nie stosuję, bo na powyższe schorzenie na szczęście nie cierpię.
gaweł pisze:Bardziej godna uwagi jest odpowiedź Bohr'a (chyba): Nie mów Bogu co ma robić. Odwieczny problem probabilistyczny: czy świat jest przypadkowy czy nie? Ostatnie ileś moich lat poświęcone "badaniom na sobie" w tym temacie pozwala stwierdzić ze 100% pewnością: NIE.
Czy mam te Twoje uwagi rozumieć jako właśnie chęć zręcznego narzucenia mi przez Ciebie Twojego zdania? Wychodzę z założenia, że nie, ale idąc tokiem TWOJEGO rozumowania z poprzedniego postu mógłbym spróbować rozpatrywać i w tych kategoriach...
Eeee... Szkoda mi jednak na to czasu....
Odnośnie Sił Wyższych:Tzw.uczeni powiedzieli wiele, choć czy wiele w tym prawdy (tej prawdy w matematycznym, ściśle udowodnionym sensie) a ile kłamstwa to już inna sprawa. To czy ja czy Ktoś tam wierzy w Boga, Siłę Wyższą, Bogów, Jachwe, Wielki Wybuch, czy teorie Darwina, jest agnostykiem (jak Albert Einstein) czy nie wierzy w nic (?) - to wg mnie także jego i TYLKO jego sprawa i w moim mniemaniu w żaden sposób nie przekreśla to osoby jako takiej. Ja takiej osoby nie przekreślam. Wielu moich znajomych prezentuje caaaałe sprektrum w/w typów osób i w żaden sposób nie przeszkadza mi to utrzymywać doskonałych relacji z tym osobami. A co stanowi wykładnik tego, czy uznaję kogoś za mojego dobrego znajomego? Jego czyny - po prostu i tylko czyny tej osoby, bo tylko po owocach pracy jakiejś osoby można ją oceniać.
Odnośnie logiki, matematyki, fizyki i relacji z wypowiedziami Einsteina i Bohra:Chciałbym jednak postawić sprawę jasno - Einstein, czy Feynman, czy Bohr, czy jakikolwiek światły acz laicki człowiek nie stanowi dla mnie tzw. mentora duchowego. Słowa Einstein'a o graniu w kości przez Pana Boga lubię nie dlatego, że jest tam mowa o Bogu. W żadnym wypadku. Chodzi o to, że lubię je, ponieważ Einsteina już prawie wiek temu denerwowało to, że o jakości formułowania wzorów w fizyce ma decydować jakaś tam wysoka lub niska skala prawdopodobieństwa (m.in. źródło:"Jak powstała bomba atomowa", autor: Richard Rhodes). Tymczasem Einstein był zwolennikiem "starej szkoły" w formułowaniu praw fizycznych, tzn. najpierw założenie, teza, dowód, wniosek/wnioski. Nie podzielał on entuzjazmu Fermiego, Bohra i innych w odkrywaniu i formułowania świata mechaniki kwantowej na podstawie prawdpodobieństwa (nawet jeśli było to wysokie prawdopodobieństwo). W moim mniemaniu już wtedy kiedy ludzie zaczynali bawić się potęgą atomu starał się on okiełznać te siły prawami, które były by stałe i niezmienialne. Oczywiście na tamte czasy było to niemożliwe, więc naukowcy całkiem słusznie wykorzystywali taki aparat naukowy jaki mieli WÓWCZAS do dyspozycji. Kompletnie nie obchodzi mnie to czy Einstein, Bohr, Feynman i inni - wierzyli w jakąkolwiek siłę wyższą czy nie - to ich i tylko ich sprawa, a mnie nic do tego. Prywatnie, osobiście mogą mi się podobać lub nie podobać w/w naukowcy, ale -jak już wspomniałem- o wiele więcej znaczy dla mnie to jakimi czynami Ci ludzie się szczycili, jaki był ich sposób "widzenia świata" poprzez czyny jakie świadomie i celowo popełniali.
Pozdrawiam! Jarek J23